nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

NOTES, Notatki po premierze „Autodafe 4”

2021-06-13 07:30

Szczecińska premiera czwartej części poematu Autodafe w Domu Kultury „13 Muz”, która odbyła się w ostatni czwartek, przyniosła kilka ważnych odczuć, ale także wątpliwości. Chciałbym je odnotować, ażeby – zapamiętać. Po pierwsze: dionizyjskość. Od dłuższego już czasu twierdzę, że właśnie czwarte Autodafe jest najbardziej uduchowioną z części poematu: świadczyłyby o tym Emmanuelle, figura zmartwychwstałego Chrystusa, interteksty filmowe, które spostrzegł i dobrze zaprezentował Damian Romaniak, np. rzutowanie Piłata i innych Wajdy na Ostatnie kuszenie Chrystusa Scorsesego. Rzecz w tym (a na tym przyłapałem się dopiero ostatnio), że duchowość czwartej części Autodafe mimo określonej religijnej oprawy odniesień jest duchowością bez formuły, duchowością nie tylko aformułową, ale i (w tym rzecz) ostentacyjnie antyformułową – że ześlizguje się w namiętność, zatem, krótko mówiąc, pisząc „najbardziej uduchowioną z części poematu”, pisałem de facto jego dionizyjską odsłonę, nie zaś tekst metafizyczny, w co chciałem wierzyć i o czym byłem przekonany.

Po drugie – sacrum i, jak zapytał mnie Damian, to, czy jest ono możliwe na gruncie postmodernizmu. Twierdzę, że tak, jest to jednak sacrum w figurach poznania, nie olśnienia, tekst czwartej części poematu jest wielokrotnie otwierającą się, ale nie epifaniczną, Księgą Świata. Nie mogę zgodzić się z Piotrem Michałowskim, że to otwarcie na hipertekst. To raczej otwarcie na palimpsest, coś zdecydowanie bardziej niżeli hipertekst globalnego, mitycznego i uniwersalnego. Wiele prawdy jest też w tym, na co wskazywał Jarek Błahy, przymierzając do poematu koncepcje Lacana: mój stos jest lustrem, lustrem przechadzającym się wokół własnej osi i pole tej osi odbijającym, bez podobnego założenia nie byłoby w Autodafe form pojemnych, a także wrażenia i doświadczania głębi. Właściwie powinienem przeczytać cały poemat Lacanem, nim podejmę decyzję o powrocie do niego na czas pisania części szóstej – lub, odwrotnie, zadecyduję o niepowracaniu.  

Po trzecie – Norwid a Autodafe. Postanowiłem na to pytanie Damiana odpowiedzieć zupełnie serio. W poemacie Norwidowska koncepcja piękna dominuje nad Norwidowską koncepcją słowa. Wynikać to musi w sposób naturalny z kontrkulturowego nastawienia narratora tekstu świadomego, że tworzy antyliteraturę, a zatem raczej „rzecz” o „słowie na wolności”, niż „rzecz o wolności słowa”. Można powiedzieć, że treść „zstępuje” tu poniżej poziomu literatury, w procesie katabazy poszukuje obszarów, obszarów podziemnych, podkreślmy, w których wolność mogłaby mimo wszystko pozostawać zachowywana. Norwidowskie piękno oraz związana z nim transcendentalna głębia są w języku literackim niewerbalizowalne, domagają się ekspresji antyliterackiej, artykulacji poniżej wszelkimi poziomami wyrazu – tak przynajmniej uważałby narrator Autodafe. Norwid, czyli rzecz o wolności piękna – i tak zapewne mógłby się wyrażać. Czy, mówiąc delikatniej – rzecz o wolności odpowiedniości, tej ze słynnej frazy z Za wstęp. Ogólniki.

PS Jednym z największych błędów naszej europejskiej kultury stało się zbiorowe czuwanie przy antynomii Naphty i Settembriniego oraz jej adorowanie. Zamiast tego winniśmy byli uważniej studiować bezbrzeżną głupotę Hansa Castorpa. Tak, w Szczecinie wybrzmiało jeszcze to. I było istotne.

© Karol Samsel