Grażyna Obrąpalska
W słowie „poprawki” słychać poprawę. Poprawianie błędów, ulepszanie. Ale poprawianie — wpisane w życie — jako przesłanie, cel — a w pisanie — jako jego naturalne narzędzie, proces — nie jest istotą wierszy Grażyny Obrąpaskiej.
Poprawki są równie skromne jak cała jej poezja; wywodzą się zresztą z powszedniości życia. Złożonego z nieustannych poprawek; naprawiania starego, gdy brak szansy na nowe. Blisko im do praktyk krawieckich, tych zwykłych, domowych: cerowania, zszywania, łatania. Tego, co najbardziej własne, bo jedyne właśnie. Jak znoszone ubranie, życie.
Nie bez kozery najnowszy tom Obrąpalskiej rozpoczynają wiersze ze skrawków — szyte „ściegiem prostym”, za to trwałym jak pamięć. O ludziach, a i o psach, też obdarzanych miłością, lecz wierniejszych niż ludzie, o czasie, który minął jak oni i one, lecz żyje w nas, a zwłaszcza o tym, co w nim — a więc dla nas — najważniejsze: spotkaniach i chwilach, uchwyconych w swojej jedyności.
Czas tych prostych i pięknych wierszy to podróż. Czy raczej stan między podróżą a powrotem, domem. Bo Poetka podróżuje w nich — jak w życiu — po to, by wracać. A że prawdziwe powroty nie są możliwe, zapisuje to, co stanowi ich sens. Wzruszenia i emocje, czułość i niepokój, i zachwyt, który ocala.
Artur Daniel Liskowacki
recenzje, noty:
*
promocje:
*