Toruń – Supraśl, 16 sierpnia 2016, 3
Białystok mijamy obwodnicą z północy. Ulewa, że nic nie widać. Ledwie nie przespałem skrętu na Krynki. I tak zatrzymujemy się w Supraślu. Kwatera dla inżyniera. Supraśl cichy, opustoszały. Idziemy, błąkamy się. To tu, to tam. W dole rzeczka jakaś taka grzeczna. To też Supraśl, tyle że wodą płynący. Ławeczki, przyrządy gimnastyczne, drzewa, trawa, piasek, kaczki siedzące na plaży. Wchodzimy z Violą w Ogrody Sztuki. Tak tutejsi, czyli zagraniczni nazwali swoje dzieła sztuki najnowszej. Może ciśnienie wytwarzane przez teatr Wierszalin wyzwala artystyczne prądy? Przyjemnie. Chociaż nie wiem. Zmęczony jestem mózgową robotą, a tu mnie sztukę trudną dają. Obiekty ponazywali nie po tutejszemu: Odyseja, Pegazy, Iluzja Władzy, Przyszłość Przeszłości. Najbardziej polubiłem Pegazy, bo mnie sztuka cyklistyczna kręci. Osadzony na drzewcu rower ze skrzydłami. I pięknie, i to mnie się naprawdę podoba.
Patrzymy sobie na rzekę Supraśl i na Pegazy. Siadamy. Komar kłuje. Żona milczy. Dwie dojrzałe na pegazach po rowerowej ścieżce. Potem rzut oka na monaster jak pięść lub pocisk. Jego złoto błyszczy w słońcu. Zamykam oczy. Ogarnia mnie senność
© Maciej Wróblewski