nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Krzysztof Lisowski Wiersze dzisiejsze i dawne

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

WĘDROWNICZEK, Witaj Szkocjo!

2018-09-11 15:46

23.08.18 Motherwell, Wishaw, Glasgow
Jesteśmy z Dorotą u naszej Ani w trzydziestotysięcznym Motherwell, ośrodku znanym z produkcji stali, ale tutejsze hutnictwo już dawno upadło. To spokojne miasto położone na południe od Glasgow, o niskiej zabudowie, z domkami mającymi małe na ogół okna bez żadnych zasłon. Nasz wczorajszy lot na trasie Modlin – Glasgow był śmiertelnie nudny, najważniejsze jednak, że nie spadliśmy.
Najpierw jedziemy do sąsiedniego, również trzydziestotysięcznego Wishaw, bo Ania ma zarezerwowaną tu wizytę w przychodni. Przyjmuje ją pielęgniarka, nie ma jednak mowy o żadnym skierowaniu do specjalisty. Ania dostaje receptę, z którą idzie do apteki. Wszystkie leki są tu darmowe, a w aptece wystawiono dodatkowo do sprzedaży torebki, kosmetyki oraz inne niezwiązane z medycyną rzeczy. Dziwne to wszystko.
Jedziemy do Glasgow. W centrum największego miasta Szkocji przewija się wielonarodowy tłum ludzi, w którym z trudem doszukujemy się szkockich akcentów. Ale one są, dochodzą do nas bowiem rozmowy w języku będącym mieszanką szkockiego i angielskiego, o charakterystycznym akcencie i artykulacji głosek. No i wkrótce przechodzimy obok sklepu z tartanem, czyli kraciastą tkaniną z owczej wełny, mijamy też sklepiki z regionalnymi pamiątkami. Sporo tu zabytków i ciekawych obiektów, lecz wszystko to tworzy nieco bezkształtny miszmasz. Budynki są solidne, ale jeden nie pasuje do drugiego. Mam nadzieję, że w kolejnych dniach, w miarę poznawania, przekonam się do Glasgow.
Jest pora obiadu, wchodzimy więc do Cafe Gandolfi i zamawiamy szkocki przysmak haggis, neeps & tatties. Haggis to smakowicie przyprawiony pudding z owczych podrobów (serce, wątroba, płuca), zmieszany z cebulą, płatkami owsianymi, pieprzem i solą, podawany z purée z brukwi i ziemniaków. Trochę to przypomina naszą rodzimą kaszankę. Przepyszne!
Trudno nam się przyzwyczaić do lewostronnego ruchu na drogach, stale mylimy kierunki. Na szczęście poruszamy się autobusami i nie musimy sami manewrować po ulicach. Przekonujemy się też, że pogoda jest tu zmienna i może się w ciągu kilku minut diametralnie obrócić. Mieliśmy więc dziś deszcz, wiatr i słońce zza chmur. Temperatura niezmiennie wynosi kilkanaście stopni (podczas gdy w Polsce panuje gorąco), a powietrze jest ostre.

© Marek Czuku