Chowasz się przede mną jak ptak i nasiona kwiatów od Katherine. Wsłuchuję się, rozpraszam. Żebyśmy nie usnęli, nie żałowali bitów, chwil. Dźwięki drgają równo z liśćmi za okiennicą. Dzikie wino mogłoby opowiedzieć pół życia. Czy to by coś zmieniło? Słowa, które mężczyźni szepczą kochankom. Nie pamiętam niebieskich kwiatów, miękkości twoich dłoni, odgłosu stóp. Wstydzę się i odwracam w letnią noc, we własne ręce. Trochę to dziwne, trochę bezczelne. Pozbywam się kartek z numerami telefonów, pozbywam chwil. Przeciągam palcami po czole. Detale, uśmieszki, jasna skóra. Kilkoro ludzi. Przebiegają przez pole, nie oglądają się za psami. Dawno przestaliśmy obcinać głowy przestępcom. Teraz podkłada się bomby, jak leci. Udaje się, że wszystko jest formą, prawem lub bezprawiem. Przyjdź do mnie mrukliwy, zdziwiony, w zielonej koszuli, w tym, co bardziej zielone, skąd się da. Zaśmiałabym się, ale nie lubię kończyć bez sensu, chcę opowiedzieć inną historię, zanim pojmę angielskie słowa, zanim oni się zorientują.
© Małgorzata Południak