Ludzie odchodzą i przychodzą. Stajemy przed zdjęciami i zastanawiamy się, jaka była ich czasoprzestrzeń, kiedy tupali ze złości nogami albo uśmiechali się, ale tak żeby nikt nie widział. Gdzieś tam wiszą ich portrety, ubrania, a w kubku stoi szczoteczka do zębów. Przeliczam, ile nieuchwytnych myśli przeleciało im przez głowę, ile śniegu roztopiło się pod stopami. Później rozkrawam pomarańczę i dzielę ją na części. Pachnie słońcem, podróżą za miasto, widokiem oceanu, ulgą. Czekamy na siebie przy windzie. Sprawdzamy daty, godziny, odpowiednie przyciski, przejścia i notatki od specjalistów z kosmosu. Coś nas spaja, swędzi za uchem, łączy z najbliższym gwiazdozbiorem widocznym o tej porze na niebie. Wystarczy zapamiętać układ drogi, rysunek z ostatniej strony.
© Małgorzata Południak