SOBIEPAŃSKA MARIA (ur. około 1939 roku). Heroizm, męczeństwo, poświęcenie. Szukam odpowiednich słów: „Jechałam (...) górską drogą Żangiztobe-Kokpiekty, wiozłam nasze sieroty pozbierane z różnych kołchozów i dietdomów. Kilkoro znalazłam u Kazachów. Zawszone, półdzikie, pracowały jako pastuchy baranów. Zapomniały ojczystego języka. Nie pamiętały rodziców. Płakały ze strachu, gdy je wtaszczano do samochodu. Nabrały zaufania dopiero wtedy, gdy nakarmiłam je chlebem posmarowanym kokosowym masłem. Zjadły przez drogę wszystek cukier, który miałam ze sobą oraz kilka puszek sproszkowanego mleka. Nasycone poweselały, a nawet zaczęły się śmiać i hałasować. Tylko jeden z chłopców nie uśmiechał się nawet wtedy, gdy mu dałam buty. Wydał mi się bardziej od innych wynędzniały, oczy miał zapuchnięte od płaczu. Pogłaskałam jego rozczochraną głowę. (...) Te dzieci nie pamiętały już o matkach, których groby zarosły w stepie bujną trawą (...). W Semipałatyńsku pod opieką wychowawczyń i nianiek szybko doszły do równowagi. Było tego biedactwa chyba ze sto dwadzieścioro” (1946).
Będę wracał do Marii Jadwigi Łęczyckiej (1903-1993), która „zbierała” polskie dzieci w obwodzie semipałatyńskim. To nauczycielka z Trembowli, a także pisarka, autorka „Zsyłki”. Łęczycka uratowała m.in. Marysię Sobiepańską.
Pewien sybirak wyznał, że „nasze matki to były święte kobiety” (Stanisław Tremtiaczy?), nie potrafię dokładnie zlokalizować cytatu (Eugeniusz Grabski?), ale przysięgam, że w słowach Tremtiaczego lub Grabskiego nie ma najmniejszej przesady.
[21 VI 2025]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki