KOŁACZKOWSKI STEFAN (1887-1940). „Prygniemy sobie”. Ponoć tak mawiał Kołaczkowski. Dowiaduję się o tym od Heleny Duninówny: „– Jeszcze tylko przez tę godzinę szczeknę im coś o Mickiewiczu – powiedział do mnie Stefan Kołaczkowski – a potem prygniemy sobie na pół czarnej, dobrze?”.
Zapewniam, że nie zapomnę o „prygniemy”, wprowadzę „prygniemy” do mojej polszczyzny. Postaram się również zainteresować twórczością Kołaczkowskiego, o którym Duninówna pisze nieco szerzej: „To był chyba rok 1927 czy może już 1928. Kołaczkowski nie mieścił się jakoś w naszym nauczycielskim kole, nie pasował.
Miał ten swój specyficzny język, to swoje groteskowe – cudaczne – osobliwie rozpuszczone słownictwo. Niektóre panie (było nas w sumie około czterdziestu osób) zżymały się. Ale mnie, przy naszej pół czarnej, odpowiadał ten jego żargon doskonale. Było zawsze wesoło i lekko, dowcipnie i żartobliwie – ale z treścią”.
Zatem upchnę „prygniemy sobie” w jakimś moim wierszu, z niewątpliwą korzyścią dla tekstu. Poezja ETD zyskuje na podobnych podkręceniach, uważam nawet, że poezja ETD bez dokrętek byłaby całkiem ubożuchna.
Helena Duninówna: „Na wieczór swego życia przyjdź z własną lampą”. Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1971, s. 261
[XI 2017]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki