BOCZKOWSKA. „Mackiewiczowie, Mickiewiczowie i Boczkowscy na zesłaniu”. Zapisuję tytuł, przyda się, kiedy zasiądę do własnych wierszy.
O Boczkowskich wspomina sybiraczka Maria Franczuk-Sadłowska, wywieziona spod Lwowa m. in. z matką Anielą Franczuk („13 kwietnia 1940 r. po nas przyszli”). I jest to prawdopodobnie pierwsza i ostatnia wzmianka, jaką znajdziemy o Boczkowskich: „Posiadam (...) zdjęcia 2 chłopców — synów nauczycielki, która zaginęła i nie wiadomo, co się z nią stało. Miała jechać do Aktiubińska, jeszcze mama pomogła jej wsiąść do pociągu i ślad po niej zaginął. Chłopcy byli w naszym domu dziecka, poszukiwałam ich w Polsce, ale nigdy nie trafiłam na ich ślad. To Mariusz i Wacek Boczkowscy” (1942).
Do deportowanej rodziny Franczuków będę mógł wrócić jutro lub pojutrze, przechowuję bowiem relację Marii Franczuk-Sadłowskiej: „przywieziono nas do kołchozu Pachar, wieś Dmitrowka nr 8, rejon Dżuruński, obwód Aktiubińsk. (...) W naszym transporcie jechały same kobiety; żony policjantów, wojskowych, leśniczych i nauczycielki — bo one także zaliczane były do wrogów. Według takiej hierarchii dla władzy radzieckiej większego wroga od mojej matki nie było, bo była nauczycielką, a mąż nie tylko był policjantem, ale także żołnierzem Piłsudskiego, walczącym w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku”.
Przechowuję również relację Kazimierza Kotowskiego, mamy więc ku mojemu zaskoczeniu dwie różne familie Kotowskich, których deportowano w głąb ZSRR. Pamiętam wszak o Kotowskich z Lubaczowa.
[19 VIII 2024]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki