Wydawało mi się dotąd, że lubię przychodzić na ten most ze snów, trochę straszny. Czasem widzę też we śnie nieduże mostki dla pieszych przerzucone nad ulicą. Innym razem to, co widziane z mostu staje się zupełnie inne niż było przed wejściem na most, domy przekształcone w skały, a ludzie w pomniki. Albo jedzie się przez most w ciemności i mgle. Bez najmniejszej pamięci o upałach. Na przęsłach umieszczone są światła blade i pożółkłe. Z naprzeciwka zamaskowane ciężarówki pędzą z jakąś misją. Są małe mosty z bocznymi schodkami prowadzącymi w dół, ale widziałam też wielki most, ogromne rusztowanie wznoszące się ażurowym, stromym, żelaznym trójkątem wprost do nieba. Tędy mieli przejść wszyscy.
Potem przeczytałam w opowiadaniu Mishimy o przechodzeniu nocą, w milczeniu, przez siedem mostów, można od tego zginąć. Inni, o których mówi motto, przechodzą przez Most Muszelkowy i też giną. Opowiadanie rozgrywa się 15 sierpnia. Za sześć dni.
© Marta Zelwan