nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Krzysztof Lisowski Wiersze dzisiejsze i dawne

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

NOTES [PRAKTYKI] — wtorek, 17 czerwca 2025

2025-08-12 11:18

Cieszę się, że zobaczyłem „Partenope”. Dziś obudziłem się z silnym postanowieniem pogody. Myślałem o „Partenope” w naszych realiach, byłoby to — jak mi się zdawało — niesamowite: zatytułowalibyśmy to „Bogini Sawa”, a zatem bogini patronalna Warszawy — bo Warszawa będzie tu Neapolem Polski. Oczywiście, dość zasadniczy byłby tu romans Partenope z biskupem granym przez Peppe Lanzettę, w naszej sytuacji najodpowiedniejsza do tego byłaby Częstochowa, a więc romans Sawy z przeorem Jasnej Góry, Pawłem Pacholskim, zwanym Samuelem. Biskup uwodzi Partenope, przy tym przywodzi ją do wytrysku, a Pacholski — uznajmy — wiedzie w tym samym kierunku Sawę. Sawa zostaje profesorem antropologii, ale tak jak Partenope, nie wykłada w swoim mieście patronalnym — powiedzmy, że wykłada na UAM-ie, a więc w Poznaniu, by po latach już — wrócić na emeryturę do Warszawy. Rodzi się u wybrzeży Wisły, albo zróbmy zupełnie inaczej — niech Sawa rodzi się u wybrzezy Narwi... Skoro Narew — słynna scena wielkiej fuzji (kto oglądał, ten wie) niech rozgrywa się w Ostrołęce. Naprawdę, wyobrażam sobie boginię Sawę na Jasnej Górze — i jeszcze może biskupa Wacława Depo, i cały styl sorrentinowski, tę bryzę wpompowaną w religijną duszność tego kraju. Pomyślałem o kobiecie w bikini przechadzającej się więc po Arsenale Jasnogórskim i tak dalej. „Bogini Sawa”... Kto mógłby to nakręcić? Wydaje mi się, że jedynie Kieślowski, to musiałoby być coś w stylu „Czerwonego”, tyle że „Czerwonego” po tak zwanej sorrentinizacji. Albo bikini zawieszone na ramie Obrazu Jasnogórskiego, to wstrząsające, wiem, ale nade wszystko do tego stopnia, do którego zawodzi nas wymienianie literatury Północy na literaturę Południa „salva veritate”: otóż, wyobraźmy sobie, że od dziś literaturę Północy nazywamy literaturą Południa, bardzo proszę, a więc „Cierpienia młodego Wertera Dolczewitą młodego Wertera”, albo mówmy o dolczewicie Faustowskiej Małgorzaty — i będziemy dokładnie w punkcie, w którym czuć wpływ, półwpływ, półsorrentinowskiej, sorrentinowskiej — pogody. Tak, „Bogini Partenope” to dla mnie film, który przywraca wiarę w bluźnierstwo, w cały optymizm bluźnierstwa, i gdyby Sorrentino chciał, bez trudu mógłby, jak czuję — przekonać mnie — nawet do optymimu fatalizmu, bo możliwe, że „Bogini Partenope” jest również o optymizmie fatalizmu — aż chce się od tego zaszczepić oliwkę w Warszawie, zacznijmy od zaszczepienia oliwki we własnym sercu...

Krótko mówiąc, może być Włochami? Może zostaniemy Włochami w sprawach metafizyki, o tak, to zadanie, które należałoby wpisać w „Praktyki”, cały optymizm „Praktyk” powinien być z tego ducha właśnie — „Fellino-Sorrentino”, nadzieja „Praktyk”, tzn. zatem — sprawy związane z ciemnością wyprowadzanego tutaj „phronesis”, nadzieja związana z tą ciemnością, powinny mieć swoje źródło w utworach takich własnie, jak „Rzym” Felliniego i „Królowa Partenope” Sorrentino, obydwu pojętych jako coś bardzo poważnego — tzn. jako uzasadnienie metafizyki moralności. Zrobię tu może tak, ażeby „Królowa Partenope” była dla tego tekstu uzasadnieniem metafizyki moralności, zaś „Praktyki” — żeby były — dla „Królowej Partenope”, z kolei, uzasadnieniem metafizyki moralności, co Państwo na to? Czy wiele na czymś takim stracę? Nie wydaje mi się, tak bowiem czy inaczej jestem słupem, po którym wspinają się asceci, by systematycznie doznawać transcendencji — jestem w stanie utrzymać siłę każdego objawienia... Asceza i atleza... Słup czyni ich swoim własnym wypełnieniem, ascetami i atletami więc zdolnymi do wspinaczki i do tego, co wyżej — wyżej jej poziomu, poziomu powyżej samej wspinaczki...

*

Władza i wiara to drgnienia rękopisu, który powinien leżeć nieruchomo, zwłaszcza jeżeli leży na łóżku. Stanik w kolorze rękopisu, a może stanik rękopisów, stanik mojego — życia... Załóżmy, że zaczynam nosić staniki, tzn. że zakładam je, gdy chcę położyć się do łóżka... Wracając do tego, od czego zaczęliśmy akapit, najczęściej mówimy o demonizmie władzy i serafinizmie wiary, ale Sorrentino uczy nas, że równie dobrze można wykonać — „arcypodmiankę”: mówić o demonizmie wiary i serafinizmie władzy, a nawet — proszę bez ponurych komentarzy — o demonizmie serafinizmu. Rozmawiam z Kingą o mediumizmie i katolicyzmie, także o powiązanych z obydwoma obłędami i depresjami w mojej rodzinie. Adrian docenia swoje pojawienie się w „Praktykach”, czym sprawia mi pełną ostrożnej ulgi (jednak rzeczową, solidną...) przyjemność.

Co jeszcze? „Bogini Partenope” jest dla mnie również filmem o mistyce antropologii, zatem „Bogini Sawa” powinna być również o tym samym. Kiedy promotor Sawy ostrzega ją przed biskupem, powinno również wybrzmieć z całą mocą, że to diabeł — musi nastąpić tu właśnie coś w rodzaju uwiedzenia Sawy, a miejscem kuszenia Sawy powinna być, właśnie, Jasna Góra, czy damy radę to zrobić na gruncie polskim? A na czym polegałoby uwiedzenie Sawy? Na zboczeniu ze ścieżki nauki w ścieżkę gnozy, aby nie powiedzieć — panseksualnej wszechwiedzy? Jak zrealizujemy ten motyw w Polsce? Rozciągamy kuszenie Sawy między Poznaniem (UAM) a Częstochową (Jasna Góra), i tyle wystarczy? A może tworzymy coś najzupełniej od nowa, na przykład, Jasny UAM, albo Górę UAM-u lub Góry UAM-u? Coś (powiedziałbym) o większej niewyrażalności niż niereprezentatywności (bo może być smak zarówno z niewyrażalności, jak i z niereprezentatywności): połączenie sagi rodzinnej i mafii towarzyskiej, sagi rodzinnej z powieściową panoramą mafii towarzyskiej... Sorrentino tak właśnie zachęca interpretować Kościół, jako mafię towarzyską stale mającą coś wspólnego, mniej lub bardziej, ze świętością... Po takim słupie, słupie smaku, asceci również powinni umieć się wspinać...

© Karol Samsel