Zostaje jeden świat, jeden własny, odbywa się tylko długie podróże i wraca do siebie. Najbliżsi już żyli dawno. Nic już nie zakłóci dzielenia świata z nimi. Kilka dni temu. Wyciągam z półki czarną książkę „Aleksander Błok, Poezje”. Wyciągam, bo tam się znajduje? Bo dawno? Bo pamiętam, jak przez mgłę? Bo dwujęzyczna? Bo chcę sprawdzić, jak jeszcze udaje się złożyć litery cyrylicy w melodię? Bo czuję się odcięty od połowy kultury świata? Bo pamiętam bliskość młodej osoby w wierszach i pominięcie starości słów?
Zacząłem z Błokiem rozmawiać w ciszy, ale On musiał zacząć:
„Z ludźmi w żadną nie wejdę rozmowę,
Zlęknę się obmowy i pochwały”.
– Dobrze przeczuwam obecność w nieobecności.
„Wielu z nas, swobodnych, młodych, pięknych,
Bez miłości ginie niepotrzebnie”...
– W pewnym momencie wszystko ma równą siłę.
„I dziwne: życie było piekłem, zachwyceniem –”.
– Wszystko widać, niczego specjalnie szukać nie trzeba.
„Tamten dżentelmen odszedł. Lecz pies ze mną został.
W gorzkiej chwili poczciwym spojrzy wzrokiem na mnie.
I na kolano łapę położy mi szorstką,
Jak gdyby mówił: »Czas już ukorzyć się, panie«”.
© Grzegorz Strumyk