Powiedzmy, że Kaliban wygrzebał z papierzysk taki wierszyk:
Prospero do żony (chyba, bo przecież nie do Mirandy)
Przytulony do ciebie, nie czułem, jak znika
moje więdnące ciało;
przedzierzgało się jakoś naiwnie w młodzika,
choć mu nie wystawało,
co młodzikowi zwykło wystawać przy takiej
ścisłości przytulenia
i to właściwie było ostrzegawczym znakiem,
że jednak się przemieniam
w widmo, które się samo sobie myli z ciała
wielbionego postacią,
to znaczy, że ten, który się przy tobie znalazł,
jednocześnie się naciął
na chcianą wersję siebie nagiego na twojej
życiodajnej nagości,
w której teraz chce pilnie, poza sferą pojęć
o życiu, się umościć
i próbuje z widmowej mgły wycisnąć jakieś
podobieństwo do mazi
nasiennej, ale widać, że się z wiotkim ptakiem
nie dogada na razie.
© Bogusław Kierc