copyright © https://sztukater.pl 2025
W zbiorze „Po obu stronach lustra” Grzegorz Tomicki poddaje analizie twórczość Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, poety z jednej strony znanego i nagradzanego, z drugiej zaś jednak niszowego co akurat pięknie wpisuje się w często brzmiące w niniejszej pracy słowo „sprzeczność” i „niedopasowanie”.
Czemu artyście wolno więcej? Nie obowiązuje go powszechne oczekiwanie wpasowania się w ogólnie przyjętą normę. Nie tylko wolno mu, ale wręcz oczekuje się od niego innowacyjności, poszukiwań, wkraczania na lądy jeszcze nieodkryte i eksplorowania ich, do woli przekraczając granice wzdłuż i w poprzek. Moment „olśnienia”, twórczego natchnienia, weny – być może nawet zmienionej świadomości, tajemnego „trzeciego oka”, czy jak tam jeszcze można nazwać tę ulotną chwilę magii, jaka nieczęsto i nie każdemu się przydarza... To doświadczenie jednostkowe, niepodrabialne, odmienne za każdym razem, gdy się staje, skutkujące „owocem” czyli dziełem powstałym z przebłysku czegoś nadnaturalnego. Rodzaj cudu, czy może patologii, w żadnym razie nieprzystające do żadnej ukształtowanej normy.
Twórca zdaje się być osobą gwarantującą w miarę bezpieczne konsekwencje zrzucenia noszonej na co dzień maski, egzemplifikujące się tylko w dziele, nad jakim pracuje. Nie tylko więc niezagrażające porządkowi, ale wręcz potrzebne, by poszerzać ramy przyzwyczajeń, penetrować przestrzeń w sposób w miarę kontrolowany, uzewnętrzniany na kartce papieru, w formie zapisu, który później można poddać analizie.
Grzegorz Tomicki zaprzęga do pomocy teorie wprost ze stajni psychologii, rumaki myśli filozoficznej, psychoanalitycznej, literaturoznawczej. Podąża za nimi w pilnej, uważnej obserwacji, na ile twórczość Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego da się ponieść w tym galopie, ile w owym biegu wiarygodności lirycznej, metafizycznej, osobistej i głęboko przeżytej dostrzeżemy. Podmiot bez maski, sam na sam ze swoją prawdą, określony i postrzegany jako podmiot histeryczny, jest zarazem każdym z nas, kto zechciałby, odważyłby się odsłonić, wyzbyć zbroi, stanąć w swojej bezbronnej nagości, do czego społeczna konwencja nie dopuszcza, przed czym, tak, to dobre, adekwatne określenie: „chroni”. Ukazałoby się bowiem oblicze, według mniemania poety i zgodnie z przesłaniem jego poezji, nierówne, znerwicowane, schizofrenicznie rozczłonkowane, rozedrgane i niepewne.
Liryka na tym gruncie powstała zdaje się być dla niego nie tylko ekspresją i możliwością zrzucenia balastu emocji, ale też formą dialogu, własnej wypowiedzi, sposobem na komunikację z otoczeniem i na rozmowę z samym sobą, na lepsze poznanie, zrozumienie i zaakceptowanie siebie wewnętrznego, tego z drugiej strony lustrzanego odbicia.
Przeważnie postrzega się poezję Tkaczyszyna-Dyckiego jako ewenement na tle polskiej poezji współczesnej, odróżniający się od niej i skutkujący nader rozbieżnymi interpretacjami, a także nie mający naśladowców – a więc osamotniony, mimo powszechnego uznania. Grzegorz Tomicki z ową innością polemizuje, pisząc o trudności pogodzenia i wyrażenia w poezji językiem zrozumiałym i jednoczącym wszystkich sprzeczności i tarć, jakie eksplodują w twórczym umyśle, chcąc wybrzmieć i rezonować w przestrzeni publicznej.
„jaki jestem jaki będę jeżeli pokonam tę śmieszną przestrzeń
między jednym a drugim niejasnym słowem
które wypływa albo nie wypływa z ciemności”
Ciemność jako trauma, trudne doświadczenie, które chcemy oswoić, by móc dalej żyć. Można rozświetlić ją właśnie, jak w przypadku poety, poprzez akt twórczy. Grzegorz Tomicki zestawia twórczość Tkaczyszyna-Dyckiego z dorobkiem Marcina Świetlickiego, Jacka Podsiadły. Prześwietla głównie ich poczucie niezdecydowania, jakiejś płynnej zanikalności, chwiejności – wspólne dla całej trójki.
„i nic nie pozostaje pewnego z nas
może właśnie jedna niepewność”
Do owej analizy używa szeroko rozumianej metodologii psychoanalitycznej, koncentrując się silnie na mechanizmach obronnych, przez które przesiewa lirykę Tkaczyszyna-Dyckiego niczym przez gęste sito, przyglądając się uważnie rezultatom.
„Po obu stronach lustra” nie jest łatwą lekturą. Co tam, będę odważna i szczera – to rzecz arcytrudna, hermetycznie zamknięta, owinięta szczelnie w naukowe sformułowania, ścisłą, fachową terminologię, owiana esencją skomplikowanych, mniej lub bardziej znajomych teorii naukowych. Nie każdy się przez nie przedrze, z pewnością będzie grząsko i ścieżki mogą wieść na manowce. Grzegorz Tomicki pisze z punktu widzenia znawcy, naukowca zajmującego się twórczością Tkaczyszyna-Dyckiego już czas dłuższy. Nie stara się nam niczego ułatwić. Ważne, że ilustruje swoje wnioski tekstami wierszy (we fragmentach lub w całości), a to dla czytelnika najlepsza wskazówka i punkt oparcia dla zrozumienia wywodu autora.
Nie wiem czy pojęłam sens całości i nie jest to dla mnie rzecz najważniejsza. Z pracy Grzegorza Tomickiego wyłuskałam to, co było dla mnie szczególnie istotne, zinterpretowałam tak, jak potrafiłam, jak czułam. W zamian trafiłam na nagrodę dla wytrwałych – garść wierszy, w których można „grzebać” samemu, uruchomić własny kompas, dać mu się poprowadzić poprzez strofy i własną wrażliwość, gdyż poezję odbiera się całym sobą, intuicyjnie, emocjonalnie. Przy tym też pragnę pozostać, dawkując sobie radość z odkrywania i współodczuwania, która jest jedną z największych frajd spotkania z poezją.
„powiedziano wszak i dowiedziono
że poezja musi się opierać
przede wszystkim zaś musi się wymykać
zrozumieniu i pochwyceniu”
5/6
Doris
Grzegorz Tomicki Po obu stronach lustra. O poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego — http://www.wforma.eu/po-obu-stronach-lustra-o-poezji-eugeniusza-tkaczyszyna-dyckiego.html