copyright © https://sztukater.pl.com 2023
Mam przed sobą specyficzny dziennik, może nawet lepiej pasowałoby określenie notatnik, powiernik myśli szybkich, ulotnych, które trzeba utrwalić natychmiast, zanim umkną, zagubią się w natłoku kolejnych, i kolejnych... Zapewne noszony blisko, może w kieszeni, razem z ołówkiem, by stale pod ręką dyżurował i objawiał się w stosownych chwilach.
To refleksje rzucane na kartkę papieru w pociągu, w rytm jego łagodnego kołysania, gdy akurat twarz staruszki z naprzeciwka wywołuje intrygujące skojarzenia. To krótkie, urywane zdania, wrzucane między karmieniem, a przewijaniem szczęściozjawiska – maleńkiego „M” który dopiero poznaje świat i trzeba mu go na bieżąco objaśniać. Te, jak je autor określa, drobne olśnienia, przychodzą teraz częściej, bo i rzeczywistość mierzymy inną, lepszą miarą.
A jednak potrzeba pisania pozostaje, pisarzem się jest, zawsze i wszędzie, to nie zawód, a powołanie. To, co uwiecznimy jakby bardziej istnieje, a gdy „zaskrobane w szczelinie papieru/pióro/zajmuje dłoń” czujemy się na swoim miejscu. Czasami jest to kilka stron, ale niekiedy zaledwie parę wyrazów, pełnych nie do końca rozwiniętej myśli, ledwie zasugerowanej, by dać nam możliwość obudowania jej osobistym doświadczeniem. Taki wabik, na który trudno się nie złapać, a rezultat potrafi zadziwić. „Być czułą ciekawością. Jeśli nie nauczę się już podziwiać”.
Tak więc są tutaj pytania zadawane samemu sobie, spostrzeżenia chwili, wrażenia z lektury, coś w rodzaju aforyzmów, zdań-reguł do przestrzegania... A także przyglądanie się sobie, zmianom zachodzącym w czasie, przyczynom tychże zmian, wytyczanie celów, które nie zawsze osiągniemy, ale warto choć spróbować.
Z jednej strony nowe życie, przytulone, uroczo gaworzące, nasycone ciekawością, z drugiej zaś tego życia przeciwieństwo – zanikanie, zarastanie pamięci, ruiny, to „co jest zżywane, wyzuwane z resztek życia” i fascynuje jakby na przekór.
No i te konteksty literackie, nawiązania do Różewicza, Gombrowicza, Mickiewicza czy Kornhausera, co prowokuje do podczytania, dowiedzenia się więcej, zrozumienia. Literatura otwiera przed nami nowe perspektywy świata, nazywa to, co czujemy, ale sami nie potrafimy do końca określić, wskazuje też prawdy, które inaczej mogłyby nam umknąć bezpowrotnie, a czasami przenika jeszcze przez nie na drugą stronę, by nam uświadomić dwoistość natury. „Bo literatura to taka sztuczka, która z było robi jest. Kilka okruszyn, drobne ‘ukłucia’ – twarzy i miejsc. Z tego składa się nasze życie”.
Są więc pytania: Po co podróżować? Po co pisać? Czy można przeżywać całym sobą podróż, jednocześnie skupiając się na jej opisywaniu? Są odpowiedzi, albo chociaż próby odpowiedzi, bo nie wszystko jest jednoznaczne, duża część naszej aktywności jest spontaniczna, wynika z intuicji, z potrzeby nie do końca uświadomionej. Język, bardzo poetycki, łączący niekiedy to, czego połączenie wydaje się niemożliwe, a po fakcie tworzy zupełnie nową jakość, odzwierciedla tę ulotność, usiłuje przekazać ją na swój obrazowy, twórczy sposób. I czaruje, zarówno gdy opowiada śmierć, zanikanie, dążenie ku niej lub ucieczkę, jak i chwile natchnione, wypełnione, magiczne, choćby te wrześniowe, w których „moszcz, słodycz, rosa, las, światło, chłód wieczoru, pled, jaskrawy poranek, podgrzybki brunatne i maślaki pstre, koźlarze babki i czerwone i trochę pieprzników jadalnych z dodatkiem czubajki kani na kolację, choć niezdrowo to, ciężkostrawnie, ale w końcu przecież strawnie, a smacznie, radośnie, ekstatycznie, lub może raczej instatycznie, wsobnie, tylko nie sobkowato, tak wespół, gromadnie (...)”. Myślę, że ten drobny fragment doskonale ilustruje zabawę słowem, obrazowość i klimat tej zadumanej, a pełnej smaków i wzruszeń prozy.
A spływa ona spod pióra w jednej chwili, przywołuje ją krajobraz, który każe się zatrzymać, by go chłonąć, lub nawet sama nazwa, nasuwająca mnogość skojarzeń, jak choćby Stronie, ale też fragment akurat czytany, który wytrąci z rytmu, zaczepi, przytrzyma... Wszystko na dobrą sprawę może trafić do zapisków, o ile w jakiś sposób się upomni, zwróci na siebie uwagę. Zapiski nie są planowane, pchają się same na wyprzódki. „Gdyby radość nie prowadziła ręki sporządzającej zapiski ślady pozostawione na papierze natychmiast by się rozmazały, wyblakły i zniknęły”. Natomiast radość czytelnika, zadowolenie towarzyszące zagłębianiu się w tę „włóczkę zdań” i „pianę liter”, a przy tym może też odrobinę w duszę autora, czyni to pisanie bardziej „tu i teraz”, podbija jego siłę i umacnia jego jestestwo pogrubionymi wersalikami.
Doris
Adrian Gleń M [małe prozy] – http://www.wforma.eu/m-(male-prozy).html