Miałem przyjemność ponownie – po wielu latach – wystąpić na Wodnikusie w Kołobrzegu.
Mieście mi bliskim – wszak tam spędzałem wszystkie wagary, bo to raptem 30 minut autobusem od Gościna, w którym kończyłem szkołę średnią. Wystarczyło tylko nie wysiąść pod szkołą i pojechać dalej. A potem siedzenie na plaży czy w parku z książką.
Ale ja nie o Kołobrzegu chciałem.
Na Wodnikusa zjechało sporo wykonawców i jeszcze więcej widzów. I tak sobie pomyślałem, obserwując to wszystko, że nie mają racji ci, którzy uparcie twierdzą, że „kiedyś to...”. Żadne „kiedyś”. „Kiedyś” już nie ma. A ciągłe biadolenie, że „za moich czasów było lepiej”... W jakim sensie lepiej? Może po prostu nieco inaczej?
I na samym Wodnikusie było nieco inaczej: wykonawcy mieli porządne instrumenty, mieli porządne nagłośnienie – i z obu tych rzeczy potrafili skorzystać. Czy więc naprawdę kiedyś było lepiej? To najkrótsza droga do zgorzknienia.
Jedno na tym spotkaniu się nie zmieniło – ludzie. Którzy – tak jak kiedyś – chcą wspólnie pograć i pośpiewać. Którzy chcą podzielić się częścią samego siebie.
Póki są tacy ludzie, którym jeszcze chce się chcieć – „dziś” nie będzie gorsze od „wczoraj”.
© Zbigniew Wojciechowicz