Męczą mnie zawracające wiatry, zima i noc. Nie dojrzewa, nie drzemie. Numerowane owce coś znaczą. Możesz płakać, śmiać się, są i są. A może ich nie ma, kiedy długo patrzysz w okno. Hipnotyzujesz pożegnania, dlatego obserwuję, czy przeciskają się przez drzwi. Okiennice w kolorze kości. Pytają, ile klatek na minutę widzisz tuż po siódmej rano. Do drugiego rozdziału zdążysz wyrysować figury, mentalność niskich chłopców. Ich kompleksy, tęsknotę za wzrostem trawy na Żelaznych Górach. Chcę, abyś była miła, miękka i więcej nie pytała o czerwone wino. Nie drżała, gdy podchmielona zanucę filmową melodię. Wszystko jest „easy”. Dni i noce, zbiór esejów Heaneya, przekład żywy lub martwy. Rzeczy używane zaraz po wyjeździe. Ciche rozmowy, wycieczki w głąb siebie. Spieranie się o wszystko, szczypanie nocą, zajadłość, z jaką przeglądamy zdjęcia. Wciąż tu jestem. Pod warstwą metafizycznego szczęścia, z płodami, pozycją społeczną. Zamykamy okiennice. Pijemy wino z Ewą. Ani słowa o nauczaniu, zrywamy z artystami, z ich stosunkiem do objawień.
© Małgorzata Południak