Przybył na złotym rowerze wodnym i wyglądało, że z głębi morza wyławia rzeczy cenne. W czerni, w czarnym kombinezonie nurka zbierał w sieć to, co zostawił tam dawno temu z niezrozumiałą wprost ufnością, a teraz odzyskiwał. Za morzem urosły tymczasem ziemie piękniejsze niż kiedykolwiek mógł pomyśleć, jakby przez wszystkie kwadry czasu nie spotkała świata najdrobniejsza przykrość i przestał drżeć pod klawiaturą dotykową. Poranki świata opisywano tak jakby ten świat był w ogóle niczym nie draśnięty. Lecz wody jego nie były wodami uregulowanymi ani sygnaturą jaźni, jak sen. Była to prawdziwa otchłań, z której każdy, ryzykując, mógł wydostać, odebrać, odkraść sobie z powrotem swoje życie.
© Marta Zelwan