Opowiadam o swoich relacjach niby uczuciowych, ale w istocie chodzi mi o uwydatnienie pewnej dyspozycji „wewnętrznej”, pozwalającej odczuwać wzajemność „obiektów” zewnętrznych. Maniacko powracam do misteriów teatru lalek.
Jeśli mogę to tak powiedzieć – dość wcześnie dana mi była zdolność odczuwania „emocji” lalki; nie mojego emocjonalnego stosunku do niej, ale jej „emocje”. Piszę w cudzysłowie, bo to jednak coś trochę innego niż uczucia ludzkie, choć – z ludzkich wydobyte. Albo – po ludzku z lalki wydobyte. Było we mnie (jest nadal) coś w rodzaju miejsca przygotowanego na przyjęcie – jeszcze nieznanej – istności c i e b i e: tej ciebiości czy tobieści utajonej w lalce. tego tajemniczego ty, czy – tajemnicy ciebie. Odpowiedzi na moją wzajemność. Wzajemność, która działa erozyjnie: czule żłobi linie papilarne swoich najdelikatniejszych dotknięć.
Z lalkarstwem (rdzennym) jest jak bywało (przed erą sms) z miłosnym listem: pisząc, czuło się obecność ukochanej osoby, było się pod jej czarem, jej urokiem. Kto dzisiaj pisze listy miłosne, wie, o czym mówię. Pisanie jest niemal dotykaniem i odczuwaniem (możliwej) wzajemności. Coś podobnego zdarza się w rozmowie z psem, kotem, albo z aniołem...
Myślę czasem, że lalka jest aniołem.
© Bogusław Kierc