W Okresie Wielkanocnym intensywniej dopadają mnie myśli o tak zwanym (tak nazywanym przez świętego Pawła) człowieku duchowym i człowieku cielesnym. Inaczej – wewnętrznym i zewnętrznym. Pojmując siebie samego jako splot cielesno-duchowy, nie dość precyzyjnie potrafiłbym w tym warkoczu oddzielić pasma duchowe od cielesnych, tak, by człowiekowi duchowemu przydać duchowe, a cielesnemu cielesne.
Człowiek wewnętrzny we mnie kształtowany (i kształcony) jest przez człowieka zewnętrznego. I to on zbiera surowiec do duchowych sublimacji. Często z natchnienia człowieka wewnętrznego. Ale to ten zewnętrzny wdaje się w ryzyko duchowych przygód wewnętrznego. Po cóż byłoby ciała zmartwychwstanie?
© Bogusław Kierc