nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

WĘDROWNICZEK, Poezja jak kawałek suchego chleba, czyli wspomnienie o Jerzym Waleńczyku

2019-01-02 15:53

Jerzy Waleńczyk był poetą bardzo łódzkim, całe jego życie było związane z Łodzią, tu się urodził i zmarł, a spora część jego twórczości dotyczyła naszego miasta: dzielnic, peryferii, ulic i parków, kawiarni i restauracji, a przede wszystkim ludzi, zwłaszcza tych prostych, stale doświadczanych przez przewrotny los.
Przyszedł na świat w rodzinie robotniczej w 1927 r. Po wojnie zdał maturę i zaraz potem ukończył studia polonistyczne na Uniwersytecie Łódzkim. Talent literacki pozwolił mu dość wcześnie, bo w wieku 22 lat, zadebiutować wierszami w tygodniku „Wieś” oraz w „Kuźnicy”. Przełomowy okazał się dla niego rok 1957, gdy wydał swój pierwszy tom poetycki „Wino półsłodkie” w prestiżowym Wydawnictwie „Iskry”.
To wtedy wchodziło do literatury na fali popaździernikowej odwilży tzw. pokolenie ’56. Waleńczykowi była bliska postawa innych ówczesnych debiutantów – jak Herbert, Białoszewski, Bursa czy Grochowiak – przejawiająca się poczuciem obcości w świecie pozbawionym ładu, tęsknotą za stałymi wartościami, a także potrzebą autentyzmu, m.in. poprzez nobilitację codzienności. Młodych poetów cechowała również świeżość lirycznego tonu, śmiałość wyobraźni, ciekawie powiązana ze skłonnością do konkretu, a także postawa buntu i moralnego niepogodzenia ze światem.
Zwieńczeniem tego dobrego dla Waleńczyka czasu było zdobycie przez niego I nagrody w turnieju poetyckim podczas Festiwalu Młodej Poezji Polskiej w Poznaniu. Nagrodzony wiersz „Śpiew dla Rzeczypospolitej”, w którym dominuje ton ironiczno-patriotyczny, kończy się słowami: „Rzeczypospolito! To są twoje syny, / Noc chociaż krótka złudzenia wydarła, / A teraz przepłukują swe ochrypłe gardła. / Matką bądź dla nich. Nie w nich szukaj winy”.
W tymże roku debiutował również inny łodzianin – Jarosław Marek Rymkiewicz tomem wierszy „Konwencje”. Krytyka od razu zwróciła uwagę na obu debiutantów, wróżąc im dobrą literacką przyszłość. Rymkiewicza i Waleńczyka łączyło nie tylko miejsce zamieszkania oraz rok debiutu książkowego, ale również fascynacja poezją anglosaską, zarówno jej teorią, jak i praktyką. W ich wierszach odnaleźć można wiele zapożyczeń z Eliota, Audena, Pounda czy Stevensa.
Kariera literacka stała więc przed ambitnym chłopakiem ze Stoków otworem, drukował bowiem swoje wiersze i opowiadania w liczących się wtedy pismach: w „Twórczości”, „Współczesności”, „Życiu Literackim”, „Tygodniku Kulturalnym”, „Nowej Kulturze”, „Po prostu”, „Od Nowa”, „Panoramie”, a dwa lata po debiucie „Iskry” wydały mu kolejny zbiór wierszy „Blaszany kogut”. Współczesnych poetów na pewno zaintryguje jego nakład: 1.500 + 250 egz. Jednocześnie pojawiły się publikacje zagraniczne Waleńczyka w antologiach prezentujących nową polską poezję: w Wielkiej Brytanii, Niemczech Zachodnich i Szwecji.
Jerzy Waleńczyk z tamtych czasów wspominany jest jako bon vivant, który czerpie pełnymi garściami z życia, człowiek ogromnej pasji twórczej, a przy tym łagodny i dobroduszny, choć we wnętrzu noszący głębokie przeżycia. Był stałym bywalcem stolików w „Łodziance” i „Honoratce” oraz nieustraszonym spacerowiczem po Pietrynie, prowadził też teatr-kabaret w „Pałacyku” przy ul. Piotrkowskiej 262, zachodził często do łódzkich redakcji.
I w tym najlepszym dla niego okresie nastąpiło załamanie. W 1960 r. Waleńczyk wziął udział w kolejnym Festiwalu Młodej Poezji Polskiej w Poznaniu. Został tam ciężko pobity przez Edwarda Stachurę i Romana Śliwonika, w wyniku czego przeżył zapaść psychiczną. Nie podniósł się już z niej do końca życia. (...)

[cały tekst można przeczytać w styczniowym numerze miesięcznika „Kalejdoskop”]

© Marek Czuku