Próbuję nie wystraszyć pająków. Nie wiem, dlaczego ludzie się ich boją. Za oknem psy gonią ogony – w szaleństwie są jak dzieci. Słońce nigdy nie było intensywniejsze: matka Sary z trudem dźwiga kosze wypełnione dyniami. Ogrodzenie paruje i przypuszczam, że wszystko jest błahe. Realizacje filmów w bibliotece, zaufanie do szkoły – kiedy poznałam Paddy'ego zrozumiałam, że bierze mnie na serio. Stopniowo przeczuwaliśmy, że nie chodzi o odrzucenie, bo już polubiłam łagodny wpływ owiec, które przetaczają się ze stoku na stok. Pod górkę, wiec nie trzeba do nich mówić po angielsku, lepiej po swojemu, kiedy wdzięczą się idąc parami. Dokładnie wzdłuż muru falują zielone grzbiety, gdy zanoszą się śmiechem, pękate od koniczyny. Nie pochłaniają więcej niż nadzieja, że zdążymy przed herbatą. Zaczęłam pisać ten cykl dla ludzi, którzy we mnie wierzą, dla tych, co nie odrzucili śladów.
© Małgorzata Południak