Strefa wypatruje, jeszcze zanim ktoś pojawi się w pobliżu, tylko przez miejsca wypatrywania można się do niej dostać. [...].
Rano widzę srokę, jak siada na barierce, rozgląda się, mówi tszer-akakak, potem otwierają się przejścia przez tereny płaskie, łąki z kretowiskami, źdźbła trawy są nie mniej znaczące niż rzemiosło gwiazd, zielone płomyki w trawach po południu, w słońcu trochę już schylonym, wskazują kierunek. Powietrze gęstnieje, jakby się znowu było w „Poemacie drogi”:
nieskończenie długie milczenie
stwarza i chroni ten świat
krzywa, krzaczasta droga
jest właściwie ścieżką wśród zielsk
wierzba stoi i płacze, chmury przesuwają się
od przeszłości ku przyszłości
Stoimy oparci o drewniane ogrodzenie. O co pytał Stephen Levine, o zanurzenie się w życiu? Co miał na myśli Jung mówiąc, że nic nie rozumie, nie snuje domysłów, że po prostu poszerza obraz wyjściowy, aż go zobaczy, dopiero wtedy wchodzi tam, wtajemniczony?
© Marta Zelwan