Sunęła poprzez czarne łąki aż znalazła się w zaułku mego snu, między pilśniowymi ściankami działowymi, w kącie ulicy, dzielnicy, płaskiego skweru ziemi szarej bez pokrycia. Zaparkowała w piachu z drobnymi kamykami, za bezbramną bramą, po lewej stronie snu. Po prawej tłoczyły się inne historie, każda domagała się swojej prawdy, po lewej tajemnica, żywa zjawa istny cud. Tajemnica lewej strony polega na tym, że wszystko tam wygląda jak biała lokomotywa, mówię paniom po prawej stronie, w recepcji koncernu medycyny alopatycznej, przypadkowym przechodniom i znawcom odrębnej rzeczywistości, czarownikom. Pewnego razu wyruszy tam, gdzie brzęczą pszczoły, gdzie wiersze są piękne i gdzie się zmartwychwstaje, mówię. Sprawdzają w internecie rozkłady jazdy, dworce, perony, nie wierzą mi.
© Marta Zelwan