Śniadanie wśród duchownych. Skrępowanie moje i dziwność takich śniadań i innych jedzeń. Zjawia się padre S.: miły, giętki, serdeczny. Pełni ględzenia niedzielnego, rozmawiający oni, padre S. i Przem, ja patrzący, komunikujemy się z Roma Termini. Z Roma Termini do Neapolu przez listopadem obsypane wzgórza. Słońce i dobra, rześka pogoda odbierają Italii przepych duszności. Po wjechaniu w obszar Królestwa Sycylii zaczyna się życie bliżej ziemi. Domki buduje się tu od stelażu zwieńczonego dachem. Dopiero potem obudowuje się konstrukcję tym wszystkim, co pod ręką. Efekt bywa zaskakujący i wbrew wszelkim znanym zasadom architektonicznym. Być może Italczycy swobodnie traktują i ten obszar życia, z uśmiechem i swawolnością. Wiem, że nie będzie padać mimo wczorajszych dżdżystości, tak jak nie będzie padać przez tych kilka rzymskich moich dni. Ja tu do słońca i ludzi przybywam.
Domenica, 24 listopada 2013 (1)
© Maciej Wróblewski