nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

MACHNIĘCIA, Dziennik i nocnik szczawnicki 1

2017-06-23 15:39

(Toruń – Szczawnica 6-10 września 2016 rok)

6 września 2016, 1

Ludzie mi mówili: jedź. Żona moja też mówiła. Może tu, może tam, ale nie byłem pewny, wahałem się, marudziłem. Bo wrzesień wchodził całymi kolorami i deszczami, myślałem też o pierwszym poważnym błocie na butach z powodu oczywistości wrześniowych. Myślałem i przekładałem decyzję tym bardziej, że zmęczony byłem Sienkiewiczem. Od 3 tygodni właził mi Sienkiewicz do mojego świata i męczył jak tylko. Wielki ten pisarz trudził mnie strasznie, alem go zmógł na koniec.

Padło na Szczawnicę. Dlatego że córuś moja zachwalała górskie szczawnickie klimaty i zaraz pierwszego dnia zdjęcie gościa jakiegoś zacnego szczawnickiego mnie wysłała. Najpierw zgadywałem, że włodarz miejscowy. Albo mądry jakiś władca z przeszłości lub partyzant. Żołnierz z tych naprawdę żołnierskich, zgadywałem. Trochę mi nawet jakiegoś świętego przypominał ten ze zdjęcia córczynego ze Szczawnicy posłan. Ale nie. Myliłem się. Sienkiewicz. To był on w całej pełni i zacności swojej skromnej. Ten poskromiciel Ameryki i Afryki siadł kątem w Szczawnicy z wielkim piórem koło swojego zacnego tyłka. I on, Sienkiewicz, smaku mi szczawnickiego narobił, bo miałem go, Sienkiewicza, dosyć. Do niego pojechałem z żoną.

© Maciej Wróblewski