nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Krzysztof Lisowski Wiersze dzisiejsze i dawne

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

Dariusz Muszer, 123. Hannover, Pole Czaszek (2)

2016-10-14 10:15

Kruhtorin XVI i pan Toco znajdowali się na statku kosmicznym, który – według mózgu pokładowego i jego biosensorów – zbliżał się do Ylet314, zimnego ciała niebieskiego klasy 1O2Z (ożywione, zdatne do zasiedlenia, zasiedlone) o właściwościach paralelnych. Ylet314 znana była w bezkresnym multiwersum pod wieloma innymi nazwami, z których za najbardziej nielubianą uchodziła: Ziemia. Często używano jej jako obelgi lub przekleństwa.

Pan Toco wylągł się na E565, największej planecie typu 1O2Z w Zielonym Wymiarze, i był Robokkerem. Lud ten należał do gatunków, które nie tylko rozmnażały się bezpłciowo, ale również odniosły w tym pełen sukces. W całym multiwersum Robokkerzy uchodzili za jedynych, którym namacalnie udało się połączyć bezpłciowość ze strzałem w dziesiątkę. Dokładniej mówiąc, chodziło o rozmnażanie ksenowegetatywne, czyli takie, które może dojść do skutku wyłącznie dzięki pomocy z zewnątrz, co zresztą w przeszłości mocno utrudniało sprawę sukcesu. Można by tę metodę określić mianem klonowania, ale tylko wtedy, gdyby ktoś zamierzał pójść na udry z Robokkerami. Bo oni sami nie przepadali za tym terminem. W ogóle nie lubili, żeby ktokolwiek mówił lub pisał o ich sposobie rozmnażania i ich życiu nieseksualnym albo też robił im przy tym zdjęcia. Byli na to zbyt nieśmiali. I uważali, że to okropny wstyd. Wspomnianą pomoc z zewnątrz zawdzięczali P-Oku-Yanom. Jeśli zaś chodzi o sukces, to Robokkerzy, żeby zrobić miejsce dla siebie, zepchnęli inne ludy zamieszkujące E565 do rowu. A potrzebowali dużo, bardzo dużo miejsca. Rów był szeroki i głęboki, po brzegi wypełniony rozżarzoną magmą. Zepchnięcia dokonano przy użyciu prostych narzędzi oraz maszyn. Dość szybko, bo zaledwie w przeciągu trzech generacji, spychający zamienili podbitą planetę w wymarzone miejsce do życia. Rzecz jasna dla Robokkerów. Bo nie było już nikogo, kto by im przeszkadzał. A stało się to przed milionami multiwersjańskich lat. Ich dewiza brzmiała: „Jedna rasa hodowlana dla jednej planety – jedna planeta dla jednej rasy hodowlanej”. I mocno się tego trzymali. Podkreślić należy, że taka postawa nie była i nie jest wcale czymś wyjątkowym w multiwersum, lecz szeroko rozpowszechnionym pradawnym obyczajem.

© Dariusz Muszer

►oficjalna strona internetowa autora