Adam
Przez cierpiącą twoją twarz prześwieca
tamta piękność sprzed ponad półwiecza
i to nie są dwa różne obrazy
wpatrywania się w ciebie, bo razem
nakładają się na siebie, niczym
pierwsza chwila z tą, która graniczy
z nią, ta właśnie, co teraz olśniewa
mnie tym byciem ciebie, gdy jak Ewa
jawisz mi się, niby Adamowi
po tym tardemah, kiedy wysłowić
mógł jedynie chwalbę: ta dopiero
i sam poczuł się w godzinie zero
świata, co dla niego się zatrzymał,
gdy stanęła przed nim ta dziewczyna,
którą dosyć niezdarnie w kobietę
będzie pragnął przemienić, lecz nie te
jego próby (powiedzmy, udane)
przekonały go, ze będzie panem
siebie i tych pragnień, które ziści,
bowiem przed nim stali rzeczywiści
aniołowie – zagradzali Drogę
do Istoty. Wyrzekł: tyle mogę.
© Bogusław Kierc