Robert przekonany, że czegoś mi brakuje, poleca grzecznie, abym kliknęła w pomoc. Klikam. Chociaż rozumiem więcej niż myśli. Nerwowość, która wkradła się pomiędzy nami, odczuwam jako pulsowanie. Krąży w każdej komórce. Zastanawiam się, ile papierosów dziennie wypala. Łapie oddech, jakby mu brakowało spółgłosek i chwil, kiedy odchodzi od okna. Uśmiecha się, gdy toruje drogę do projektora. Zamiast jego pleców wolałabym śledzić wątek z ciągami. Zapisuję pytania i w milczeniu owijam palce kliszami z ułożonych słów. Zaprzeczeń. Czasowników sennych i lekkich. Typowych dla jesiennej aury. Zaczyna od końca. Wypowiada moje imię. Głośno. Rozszczelnia na podniebieniu każdą literę, śmieje się, odsłaniając jedynki. Jakbyśmy rozmawiali o mechanice kwantowej. Widzę wierzchołki drzew. Okno przysłania resztę.
© Małgorzata Południak