Opisanie jawy za pomocą snu to nadzieja na złączenie wreszcie ciała, umysłu i ducha, gdyż są nagminnie oddzielane i traktowane jak osobne byty, nawet jeśli nie można sobie wyobrazić, żeby jeden zaprząg mógł aż tak się rozpaść. Jestem tutaj, a zarazem w duchu, moja ręka zapisuje myśl, której wizerunek bierze z krainy snu, a sen ma ją ze zbioru francuskich pocztówek, obejrzę je później. To miejsce zwane Meaux. Według snu ośrodek internowania czy odosobnienia; w jawie września 1914 roku – przeszłość też jest snem – wojska niemieckie zostały tu zatrzymane u bram. Zmieniło to losy wojny. Panują właśnie te charakterystyczne, jeszcze ciepłe dni wrześniowe, kiedy czas zmieniać losy. W szatni snu zostawiłam staroświecką kamerę filmową owiniętą w szarą flanelę i teraz jej szukam. Obok letni zespół teatralny pakuje kufry z kostiumami. Przed snem czytam „Maskaradę” T. Pratchetta i zdaję sobie sprawę, że część wydarzeń, które opisuję, rozgrywać się może w gmachu tamtejszej opery, gdzie wszyscy są przekonani, że mimo najsroższych przeszkód przedstawienie musi trwać. Mają tam specjalną lożę numer osiem z sufitem w złote gwiazdy, zarezerwowaną dla Ducha.
© Marta Zelwan