Potem nie była to już loża, ale wielki kontener z czerwonej blachy, komora żaru i światła, jakie czasem widzę, gdy wracam do domu o zachodzie w pogodny dzień idąc prosto w słońce, a ono oświetla coś po ciemnej stronie moich myśli i czuję, że wchodzę w czerwone zachodnie lustro, które pochłonęło wszystkich dotychczasowych ludzi i pochłonie też ostatnich; udaje mi się jeszcze przejść przez bramę, zaułek, odbicie i żar, przez pasmo snu, przez jawę, która jest tym samym i życie wydaje mi się znowu dobre. [dane wrażliwe - informacje jawne splątane ze śnieniem nie do rozdzielenia, jak te o idących stopach, z których wyczytać można wszystko, o metaumiejętnościach pozwalających zauważyć, jak rzeczywistość wysnuwa się ze snów, o losie, o Borgesie, o tym, co łączy mnie z Fridą Kahlo, o nieumyślnych przepowiedniach zawartych w „Zbrodniach kobiet” – pozostawiam na razie w wersji schowanej jako #tayne].
© Marta Zelwan