Edward Balcerzan Domysły
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Tomasz Majzel Części
Karol Samsel Autodafe 7
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
Edward Balcerzan Domysły
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Tomasz Majzel Części
Karol Samsel Autodafe 7
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
Andrzej Ballo Niczyje
Maciej Bieszczad Pasaże
Maciej Bieszczad Ultradźwięki
Zbigniew Chojnowski Co to to
Tomasz Dalasiński Dzień na Ziemi i 29 nowych pieśni o rzeczach i ludziach
Kazimierz Fajfer Całokształt
Zenon Fajfer Pieśń słowronka
Piotr Fluks Nie z tego światła
Anna Frajlich Szymborska. Poeta poetów
Adrian Gleń Jest
Jarek Holden Gojtowski Urywki
Jarosław Jakubowski Baza
Jarosław Jakubowski Koń
Waldemar Jocher dzieńdzień
Jolanta Jonaszko Nietutejsi
Bogusław Kierc Dla tego
Andrzej Kopacki Życie codzienne podczas wojny opodal
Jarosław Księżyk Hydra
Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito w podróży
Franciszek Lime Garderoba cieni
Artur Daniel Liskowacki Do żywego
Grażyna Obrąpalska Zanim pogubią się litery
Elżbieta Olak W deszczu
Gustaw Rajmus >>Dwie Historie<< i inne historie
Juan Manuel Roca Obywatel nocy
Karol Samsel Autodafe 6
Kenneth White Przymierze z Ziemią
Andrzej Wojciechowski Budzą mnie w nocy słowa do zapisania
Wojciech Zamysłowski Birdy peak experience
City 6. Antologia polskich opowiadań grozy
Toruń – Supraśl, 16 sierpnia 2016, 4
Powoli wstajemy, idziemy wzdłuż Supraśli, potem schodami w górę i na dół w stronę kwatery dla inżyniera. Nagle zaczepia nas tutejszy, czyli zagraniczny wczorajszy. Wygraża nam i straszy municypalnymi. Nie wiemy dlaczego. Pytamy, ale nas chyba nie rozumie. Viola po rosyjsku - nic, ja po niemiecku - nic, ale spojrzał spode łba, Viola po białorusku - on nic, próbuję po angielsku - kopnął kamyk i patrzy, Viola w staro-cerkiewno-słowiańskim i tutejszy, czyli zagraniczny, w końcu odezwał się niby w tym samym zacnym języku, ale jakoś nie wszystko jest dla nas jasne. Viola na mnie, ja na małżonkę. Tutejszy nerwowy coraz bardziej na nas. Wzywa Cyryla i Metodego, miota na nas w staro-cerkiewno-słowiańskim jakieś przekleństwa, a my spokojnie sobie idziemy, senni, zmęczeni. Chwilę potem dziewczynka na pegazie nam mówi, że źle idziemy, bo to droga dla rowerów. Ach, tak. Robimy krok w prawy bok na asfalt dla niepegazów. Ot takie teraz zwyczaje w Supraślu.
Wdychamy tutejszą świerczynę z Puszczy Knyszyńskiej. Pono zdrowa i rozluźnia aparat oddechowy, chociaż nie jestem pewien. Na koniec obowiązkowy trip cmentarny. Powykręcane metalowe krzyże mogił sprzed 150 laty patrzą na wschodzący miesiąc. Naprzeciwległe cmentarze: północny ewangelicki, który potem stał się katolicki, i prawosławny, który chyba stał się też katolicki. Na obu cmentarne zabudowania: na ewangelickim kapliczka, na drugim, prawosławnym, też kapliczka. Supraśl czuć jeszcze wielokulturowością, wielowyznaniowością, która zmieciona została przez wojnę. Nie ma tylko śladu kirkutu i mizaru. O ile Tatarzy mieszkali w skupiskach kilkanaście kilometrów dalej, w Kruszynianach na przykład, o tyle Żydów w Supraślu nie brakowało od początku. Nie ma ani śladu kirkutu, dziwne. Robi się późno, ciemność wchodzi razem z komarami. Supraśl by night.
© Maciej Wróblewski