Z 79 na 83 przesiadka w gorącym, wrześniowym słońcu. Schyłek lata. Siadam w dziurawym cieniu kasztanowca obok przystanku autobusowego. Na kolczastych łupinach pierwszych kasztanów. Wyłuskuję z rdzewiejącej zieleni błyszczące, brązowe nasiona. Pasują do dłoni. Zamykam. Zaciskam. Koniec kolejnego sezonu. Szukam nazwy i przyczyny swojego odchodzenia, słabnącej pewności siebie, tego co robię, od najprostszych zakupów do orientowania się w swoich myślach. Wszystko pojawia się za słabe, każda myśl o przyszłości jest wyobrażeniem niebezpieczeństwa, zagrożenia, i tylko to jest silne i powraca. Nazwane tak teraz. Wszystko odciąga od pisania, jak na ratunek, żeby nie odczuć klęski opisania. Pisanie powinno być klęską ale mieć formę wyższego rzędu, formę przetrwania wystarczającą za sens. W atmosferze międzyludzkiej tu i teraz odczuwam chorobę nadającą się do operacji.
© Grzegorz Strumyk