Widziałem trójwymiarowy obraz – tomografię mojej czaszki. Rozumiem, że to jeszcze przez jakiś czas będzie sobie gdzieś tam leżało, jeśli nie zostanie spopielone, albo jakoś inaczej zniszczone. I że to coś mam pod powierzchnią skóry i mięśni, przeróżnych tkanek i komórek, mniemań o sobie i swoim obliczu.
Zarazem nie słabnie we mnie dynamiczna afirmacja podziwu dla urody ludzi, których przelotnie widuję i wiem, że przelotność jest istotą tych codziennych epifanii.
W tym swoim „kompleksie Mirandy” (jacy piękni są ludzie) znajduję sens powtarzalności Bożego Narodzenia. Bóg się rodzi (co chwila) w człowieku. Jest światłem. Nie tylko – Światłością.
© Bogusław Kierc