Inny miał trzy imiona: Rafał Grzegorz Mikołaj. Ze względu na to trzecie i może – na zainteresowania jego nosiciela chemią, przemknęły przez moją pamięć kondensaty fenolowomocznikowoformaldehydowe i stwierdzenie, że „degradacja skrobii do dekstryn nie zachodzi ściśle jednakowo”. Jasne – bawi mnie atrakcyjność brzmieniowa tych słów, ale dręczy degradacja świętego Mikołaja do jakiegoś przerośniętego krasnala w czerwonym przyodziewku. Nie przypuszczałem, że radziecki Dziadek Mróz, który miał zastąpić miłosiernego biskupa, rozmnoży swój wizerunek i niemal całkowicie wyprze tego, któremu zawdzięczamy zwyczaj wzajemnego obdarowywania się w dniu jego święta. Ale i tak zwane choinki na placach miast i miasteczek są już niemal tylko iluminowanymi atrapami żywo zielonych drzew, którym dawno odjęto sens.
„Boże Narodzenie” stało się nazwą czułostkowego świętowana konsumpcyjnej redundancji. Oczywiście: degradacja skrobii do dekstryn nie zachodzi ściśle jednakowo.
© Bogusław Kierc