To ja. Pozwalam sobie na tekst. Pokrzywiony, smętny, coś przenikający albo przymykający, to zależy pod jakim kątem patrzysz i ile długości torów połączyłeś w jednej wyprawie. Na ile jesteś niegroźny, a na ile kumasz okoliczności w jakich się znaleźliśmy. Później całą egzystencję wyśpiewujemy lub pożremy. I kiedy boli mnie głowa od wysokich dźwięków, alleluja i zmiłuj się nad nami panie, wylewność z jaką tulimy się do siebie, drżę. Dziwne uczucie, więc tulę się do poduszek. Trochę niezgrabnie, kapryśnie. I może jestem niezbyt wyraźna dla ciebie, niezbyt naiwna, nie robię już fiku miku, ani nie bimbam sobie z pracujących ludzi przed południem. Łączę poboczne sprawy, w jeden łańcuch. Wiedziałam, że coś cię wypełniło, poruszyło. Może kiedyś opowiesz.
© Małgorzata Południak