17 sierpnia, środa, 4
Zakonnik dużo wypominał Rzeczpospolitej i w ogóle na złe rządzenie. Bardzo mnie to zaczęło nudzić. Ikonostas był taki piękny. Dywany. Święte różne przyrządy, mechanizmy do robienia mszy na jakimś powywijanym w górę linoleum. W kącie stał odkurzacz i miotła. I jeszcze termos z kawą albo herbatą. Kubki porozrzucane. Dziwię się, że w świątyni spożywają. Ale Viola mówi, że to święta woda. Świętą wodę grzeją na kawę i herbatę? Pytam. Pani z boku mała stojąca samotrzeć ucisza mnie słowem i namiętnym wzrokiem. Nie, nie robią. Zapijają tylko jak dusza zapragnie oczyścić się. W tak świętym miejscu, pośród tylu Jezusów, ma się czego uwalać dusza? Myślę sobie. Pewnie ma, bo jakby nie miała, to by termos ze święconą wodą nie stał i widać jest używan.
Na obiad ziemniaczana babka z krzyczącym piskliwie dzieckiem w środku. Smaczne nawet. Ale bez mleka, tylko z limoniadą. Dlaczego bez mleka? Z ciężkim brzuchem wyłazimy na powietrze supraskie. Na ulicy Tkaczy piękne domy robotników tkackich odrestaurowane, drewniane. Tu przed stu z górą laty tkacze pomieszkiwali i tkactwem się zajmowali. Dziś tylko budynki zostały, żadnej kontynuacji. Co prawda tkactwo przyszło z Łodzi, ale nie zaszczepiło się na dłużej w Supraślu.
© Maciej Wróblewski