27 września 2016, 5
Konopnicka stoi i czeka połyskuje elektroniką. Naciskam zielony guzik i wsiadam, moszczę się w intercity. Do odjazdu kilka chwil. Starsza jejmość siada obok, płaszczyk wiesza, siada, wstaje, torbę kładzie. Przekłada. Gwizdek. Słychać gotowy i już po wszystkim. Starsza jejmość żegna się. Bóg i Matka Boska teraz ją chronią. Mnie nie. Byłem dziś w lublińskim kościele i też dwa krzyże na sobie robiłem. Ale czy to jeszcze ważne w Konopnickiej?
Konopnicka jest czysta, plastikowa, z ekranami wywalonymi w każdym wagonie. Gniazdka kuszą wetknięciami co robią wszyscy i ja. Naprzeciw siada łysy jegomość z komórką w ręku. Słuchawki niemałe na uszach też ma. Słucha czegoś. Potem gada. Ojciec mu umiera, matka nie kontaktuje świata i takie tam sprawy na stolik u Konopnickiej stawia mi i starszej jejmość. Nie mogę się oderwać od gadaniny spokojnej. Jogę uprawia i ma sandały na stopach. Goliznę na tych stopach wyjmuje i kładzie mi pod oczy i nos.
© Maciej Wróblewski