Zenon Fajfer Pieśń słowronka
Zenon Fajfer Pieśń słowronka
Andrzej Ballo Bodajże
Wenanty Bamburowicz Masy powietrza
Maciej Bieszczad Miejsce spotkania
Kazimierz Brakoniecki Oumuamua. Atlas wierszy światologicznych
Roman Ciepliński Schyłek
Zbigniew Chojnowski Tarcze z pajęczyny
Zbigniew Chojnowski Tyle razy nie wiem
Wojciech Czaplewski Dzieje poezji polskiej
Marek Czuku Nudne wiersze
Tomasz Dalasiński Przystanek kosmos i 29 innych pieśni o rzeczach i ludziach
Michał Filipowski Licytacja kamienia
Anna Frajlich Powroty [wiersze zebrane. tom 2]
Anna Frajlich Przeszczep [wiersze zebrane. tom 1]
Paweł Gorszewski Uczulenia
Jarosław Jakubowski Dzień, w którym umarł Belmondo
Bogusław Kierc Był sobie
Andrzej Kopacki Gra w hołybkę
Zbigniew Kosiorowski Metanoia
Franciszek Lime Formy odbioru. Poetyckie przekazy z Bezrzecza i Szczecina
Piotr Michałowski Światy równoległe
Dariusz Muszer Baśnie norweskie. tom 2
Ewa Elżbieta Nowakowska Gwiazda drapieżnik
Halszka Olsińska Przebyt
Uta Przyboś Jakoby
Agnieszka Rautman-Szczepańska Wypożyczalnia słów
Karol Samsel Autodafe 5
Karol Samsel Fitzclarence
Julia Anastazja Sienkiewicz Wilowska Planetoida, pechowy graf i wielka filozofia. Opowieści z przedwojennego Tuczna i okolic
Bartosz Suwiński Dutki
Inka Timoszyk Nieskończoność podróży
Sławomir Wernikowski Partita
Alex Wieseltier Krzywe zwierciadło
Kenneth White Ciało absolutu
City 5. Antologia polskich opowiadań grozy
eleWator. antologia 2012-2021. proza
Henryk Bereza. Krystyna Sakowicz. Korespondencja
copyright © http://e.czaskultury.pl 2013
Na okładce rozdarty materiał, spod którego wyziera kolejny (ten sam) materiał. Materiał na książkę. Demaskacja zbiorowych przesądów i ich gromadzenie w pitagorejskie zbiory liczbowe – gdyby pragnąć za wszelką cenę nie oceniać książki po okładce, tomik zostałby pozbawiony kluczowego aspektu, co w ramach myślowych podziałów stanowi prawdziwie pożyteczny efekt liberackiego przewrotu.Oto bowiem okładka ujawnia charakter nie tylko wierszy, ale i sięgającego po nie Czytelnika – nieustanne rozpruwanie, rozsznurowywanie kolejnych szwów to ich wspólne tryby. Czytelnik, widz, użytkownik (v-user) z zacięciem zdrapuje warstwę ozdobnej tkaniny po to, by ujrzeć kolejną i ponowić czynność – za zdrapywanymi warstwami zawsze ukrywają się warstwy do zdrapania. Drapie zatem, tnie, trze. I tak bez końca, bez przerwy płynie nieustająca „Rozmowa” z Autorem – nauka alfabetu, innego ciała, ego, wspólna noc, nic. Cięcie.
„Powieki” Zenona Fajfera więżą i wiążą. Działają pętlowo, a ich perseweracyjna zdolność każe za każdym razem zaczynać od nowa, by nie zamknąć (się). Emanacje czy też e-manacje łączą z (herbacianą, rozmowną) esencją, która nie wyraża zgody na jakąkolwiek esencjonalność (nie wspominając o racjonalnej sensowności), która staje się maniakalna, sensualna. Ale i nie, i rodzaj wzniosłości, nostalgii, marzenia o referencji i prawdzie także tu jest (staje się). To projekt totalny, totalny w całkowitej autonegacji. Totalność bez totalizacji, totalność negująca jakąkolwiek totalność – by zapętlać dalej; rodzaj nihilizmu wszechobecności (skoro jest wszystko, to nie ma nic; skoro jest nic, to może być wszystko itd.). Jest doświadczenie, ale i jego tekstowa niemoc (obok kochanków muszą leżeć apostrofy i myślniki), jest dramatyczność, spazm, ale i ironia, jest dramaturgia, ale i asocjacyjność, jest romantyczne natchnienie, ale i pitagorejska precyzja p-odliczeń słów (które bywają podłe jak każdy człowiek), jest abstrakcja i akcja, męskość i kobiecość, erotyka i metaerotyka, Mickiewicz i reality-show, czas i przestrzeń (z Lessinga – symultaniczność i chronologiczność), zarodki i zwieńczenia, dzieciństwo i dorosłość, śmierć i umie-ranie, Wschód i Zachód, utopia i realność, wszystko i nic, a także wszystko albo, lub, ewentualnie. Wreszcie jest pismo (orientacja pionowa i pozioma, autonomia i kontekstowość wierszy, części, tomu – makrostruktura i mikrostruktura) i brzmienie (nieoczywisty, ale tym intensywniejszy (bo ukryty) rytm, lingwistyczne brzemię, wyczuwalne tempo). Antynomie, dualizmy wykluczają się i kluczą między sobą, wywołują rozdarcia poetyckiej materii, dążą do harmonii bądź – co najmniej – charmonii; układają się w rebus, rebis, pozostają szeroko zamknięte. Poza anty- (tradycyjnością i awangardowością, normatywizmem i logoreą) jest bowiem efemeryczne między-: międzyludzkość, międzytekstowość, międzysłowność. Interteksty (i błyskotliwe, choć często gorzkie, naoczne, autocytaty) uwydatniają interaktywność tomu, który każdym słowem, każdym wyłaniającym się i unikającym spojrzenia „na pierwszy rzut oka / ucha / ust / nosa” zdaniem domaga się kontrasygnaty. Inny, nadawca i adresat, mimo śmierci (autora, tekstu, odbiorcy – nie tylko w poezji cybernetycznej czy nurtach posthumanistycznych, ale i w samotności twórcy, który pisze „muzom a komu innemu” – w intonacji wznoszącej; w opadającej to właśnie kto inny jest istotą poezji, co wcale się nie wyklucza), musi być (uważny, bo ważny), musi (t)rwać kolejne powłoki powiek (tego, co powie-dziane). Inny to także proces zmian, zamian swoj(ski)ego na obce, bez auto(te)matyzmu oswojenia (wbrew medialnej rzeczywistości kakofonii głosów i glos, poetyk i etyk). Cięcie.
Zaskakuje przewrotna totalność semantycznych marginesów – słowa to konstelacje liter, ale i liczb, przestrzeni, obrazów. Kabalistyczne układy przeszywają na przestrzał kombinatoryczną aleatorykę cyfr i cyfryzacji. Mocny, idiomatyczny wers buduje algorytm jednostkowy, asystemowy system, ogłasza rodzaj błędu i dezerteruje z liczbowych struktur matematycznych w symbol. Błąd to sens, podmiotowość jednorazowych zespoleń Człowieka (Autora i Czytelnika) z pitagorejską liczbą doskonałą. Każde cięcie, każde odejmowanie i dzielenie pomnaża znaczenia w nowy (przes)twór słowny, z własnymi (uniwersalnymi) regułami i horyzontami, jak z utopii Peipera, wbrew utopii dadaistów. Cięcie.
„Powieki” otwierają świat odbić i masek, teatralno-telewizyjnych inscenizacji. Voyerystyczna skłonność jest jedynie podsycana, symulowana (po Baudrillardowsku) – nie można dojrzeć spektaklu z perspektywy środka sceny, na której odbywa się przedstawienie (maski masce, nadawcy adresatowi, słowa słowu i vice versa, bez końca); przedstawienie odgrywane aż do upadku (prze-i-staczania, z rozbrzmiewającą akustyką dna). Ale nawet upadek jest zasłonięty, nawet upadek to (szczęśliwy) upadek zasłony lub – co najwyżej – inscenizowany spadek formy (formuły? formaliny?) dla bałwochwalczych triumfów treści. Udane (prze)życie literackie daje (wy)łącznie udawanie, zasłanianie, ukrywanie – bardzo to derridiańskie, zwłaszcza nietzscheańsko-derridiańskie (a zatem kobiece), z „Ostróg”. Ekran czy też e-kran (oko wewnątrz oka) podbija stawkę, zamyka w klatce autoteliczności inscenizacyjnej, łączy poezję (anty-prozę), liberaturę (anty-literaturę klasyczną, przezroczystą) i literaturę cyfrową (anty-literaturę tradycyjną, referencyjną) – a z nawiasów usuwa „anty-”. Ucieka przed zastygnięciem, przed oczy-wistością, przezroczystością, choć od kinowych, spektakularnych przezroczy nie stroni(c). To poezja, która nieustannie się wyprowadza – z mieszkania, z ciała, z (ciała) tekstu, z inności, ze stanów granicznych, z równowagi i różnowagi; to poezja e(ks)mitowana późną nocą. Tworzy rodzaj nihilistycznej transgresji, samonapędzającej się i samopochłaniającej. Im bardziej zanika, tym silniej uwydatnia, uJAwnia swój idiom, swój dom (z którego wychodzi i nigdy nie wraca – bo wraca wciąż). Im bardziej neguje, tym mocniej powołuje i przywołuje do (prze)życia – „składaj” wyłania się podczas składania, maska ukrywa się za maską. Co powie, to trze, powie, trze, powie-trze. Cięcie.
Dialogowa kontrasygnata, „Rozmowa” z Autorem nie znajduje końca i wciąż się zapętla, pętli ze świadomością omijania esencji (choćby herbaty) – tkanina wyziera zza tkaniny, opowieść wypływa spod powiek. Po wieki, przywołuje Cię-
Maja Staśko
Zenon Fajfer Powieki – http://www.wforma.eu/282,powieki.html
Zenon Fajfer Powieki (frament) – http://zamek.poznan.pl/fotki/Zenon%20Fajfer%20-%20Powieki%20%28fragment%29.swf (realizacja: Olga Rybacka)