Listopad kręci się blisko ognia. Ciepło na skalę masową. Lodowiec topnieje, moje serce też, może nie na globalną skalę, ale lodowiec i owszem. Ostatnio, kiedy stałam na klifie, wyobrażałam sobie, jak zalewa mnie ocean. Wioski i miasteczka. Drogi, ścieżki, letnie domy. Nie ma dla nas ratunku. Znikąd. Baśka intuicyjnie buduje statki. Są nieskończone w pięknie i prostocie. Podejrzewam, że mieszkańcy jej domów mają niezwykłe sny. Opowiadają w nich o tym, co się zdarzyło u podnóża gór i ile jaj znoszą w ciągu roku czarne kury. Społeczeństwo prowadzi rozmowy biegle, jakby wszystkie informacje o życiu wyssało z małego palca. Bez względu na reputację tworzących go ludzi wierzę, że się opamiętają i lodowiec nie rozpuści się przez najbliższe pięćdziesiąt lat. Jestem naiwna?
© Małgorzata Południak