Wiedziona opatrznością nie wystawiam głowy przez okno, nie wypinam już piersi, nienasycona ciekawość tych za oknem niech się schowa. Nie ma już młodzieńców milczących, została jedynie wolność wewnętrzna. Cień wyobrażeń o spokoju. Początkowo myślałam, że ludziom chodzi o coś więcej, kiedy zwracają się do mnie za pomocą formułek. Próbuję sprowadzić rozmowę na manowce, bo przecież nie samymi formułkami człowiek żyje. Może chociaż coś o Bachu, Mozarcie? Nie, formułka wypowiedziana ludzkim głosem doprowadza mnie do szału. Wystarczy! Nie chce mi się. Tracę czas. Kombinatorki od pamięci potrafią odczytać partyturę, ale żadna nie potrafi wydobyć z siebie rytmu na miarę czasów, na miarę współczesnego układu sił. Rozkładają się artyści, mam na sumieniu ich czujność, uczę się uciekać. Rozrywam kody i uciekam z daleka od utrzymywanych przez państwo malkontentów, od słodkich chłopców, którzy nie potrafią dochować wierności. Bowiem to odprężenie sprowadza na manowce, wiedzie przez chińskie ogródki, a nie odkryte dźwięki, nie poezja, nie zainteresowanie szaleńcami, którzy wywołują wojny. Po prostu nie stworzę nic dla celów historycznych, nie m mam warunków. Nawet gdyby wszyscy zostali w Dublinie.
© Małgorzata Południak