Nie mam pojęcia jak się odnieść do ostatnich dni. Najchętniej poszłabym spać. Wciąż mam atlantyckie myśli, chciałabym nad ocean. Paddy jest zajęty i nie chce o tym słyszeć. Popadliśmy w rutynę. Już się do mnie przyzwyczaił, przywykł do dotyku, węchu i smaku. Już się tak nie przekształcamy wielokrotnie, żeby tylko długo gapić w oczy. Nie improwizujemy. Ktoś powie: jesień. Tak, to również jesień mojego życia. Za miesiąc skończę czterdzieści dwa lata. I mam na myśli dni, a nie lata czy miesiące. Nie wspomnę o tygodniach. Jestem zmiksowana. To chyba najlepsze określenie uczuć, które się we mnie kotłują. Wyznaję przed wami, że wcale nie jest tak super ciepło, jak myślę, jakbym tego pragnęła. Wyznaję, że dzielę się i powielam wielokrotnie, brzmi niedorzecznie, a jednak mam niejasne uczucie bylejakości. Na ile potrafię rozciągnąć się w czasie i wymienić na coś sensownego? Na coś, co nie spowoduje uszczerbku? Wiesz?
© Małgorzata Południak