Pogoda myli pory roku, myli dni, miesiące. Zmyliła mnie na dobre, więc słucham muzyki i zapuszczam się w głąb internetowych galerii, muzeów, kupuję wirtualne bilety do Luwru i zastanawiam się ile imprez przepuszczam przez palce. Dobrze, że mogę o nich poczytać, pogapić się w sieci bez opamiętania. Dzisiejszej nocy znowu przeklnę bezsenność, znowu pogadam z owadami, ale nie będę rysowała im portretów. Stłumiony szum wiatru, przelatujące ptaki, a może nietoperze. Paddy próbuje wyliczyć, ile szczeknięć mieści się w godzinie, ktoś przekonuje, że powinnam polecieć na Islandię, ktoś nie widział zdechłych ryb. Mnie wystarczy zapach trawy, przecież nic nowego się nie dzieje. Nie zobaczę obrazów Rothko, to jeszcze nie ta pora. Chociaż iluzoryczna mgła pod wpływem słońca różowieje i składa się z rzeczy ważnych, jednak trudno jej dotknąć. W płucach osiada główką w dół, naciska dokładnie w tym miejscu, wtedy myślę o dole. Niebezpiecznie często zbliżam się do szklanki, którą wypełniam różnymi trunkami.
© Małgorzata Południak