Wszyscy jak tu stoją zapadają się w codziennym życiu. Coś tam przebąkują o wstrzemięźliwości, żeby siadać w miejscach nasłonecznionych, bo przedwiośnie i chodzić się chce. Dlatego pytam: chodzimy czy siedzimy?
Wyjaśniam. Mnie się nie chce. Mam takie okresy w grudniu i w styczniu, nic wtedy nie idzie po mojej myśli, nie siedzi, tylko leży. Jest lękliwie i cicho. Jeszcze kilka tygodni i wrócę do siebie. Będę jak fala radiowa, jak Yennefer ambitna i uporam się z całą tą magią, która szerzy się w zakamarkach głowy. Jednak teraz popycham na biurku jedynie niepotrzebne przedmioty. Przekładam z jednej strony na drugą. Po prostu staram się nie zadręczać, nawet, jeśli to wszystko nie ma sensu.
© Małgorzata Południak