SMOLARSKI MIECZYSŁAW (1888-1967). Smolarski potrafi tu i ówdzie oczarować („Błądzę w tłumie samotny, kąpię się w nicości”), ale „Usta” wydają nam się tekstem co najmniej niedościgłym:
Usta, czerwone skrzydła dwa motyle,
Gdy się rozchylą – duszę niepokoją,
Zapomnieć przy nich i szaleć przez chwilę,
Zabrałaś usty mi spokojność moją.
Co było we mnie ciszą młodej wiosny,
Burzy się nowym opętane żarem,
Rozpłomieniłaś jakimś krwi pożarem
Mój świat słoneczny, jasny i radosny.
– Kiedy ich dotknę, do swych warg przechylę,
Wnet korne spoczną, z szałem się oswoją.
Usta! czerwone skrzydła dwa motyle...
Zabrałaś niemi mi słoneczność moją.
Dla „Ust” zrezygnowałem z sonetu „Don Juan”. Skoncentrujmy się wszakże na jednej tercynie: „Nie znał, co przymus i co obowiązek, / Lecz tysiąc w życiu zdejmował podwiązek, / Wzrok pieszcząc kobiet utoczoną nogą”.
Można oczywiście uskarżać się na poetę („W głębinach dusz nurt burzy się i pieni”), ja jednak uważam, że nie zmarnowałem i nie przesiusiałem dnia. A o to przecież chodzi.
Mieczysław Smolarski: „Z wielkiego miasta. Poezje”. Ozdobił Alfred Żmuda. Odbito w drukarni „Secesja” w Bochni (Bochnia 1925), s. 116
[17 X 2010]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki