nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

PISMO SZYBKIE, Sennik szczęśliwicki (24)

2022-09-13 13:33

23 kwietnia 1986
Zwalniałam się z pracy, wszyscy o tym wiedzieli i byli mi niechętni. Mogłam właściwie już wyjść, ale chciałam być do końca. Wróciłam na górę, aby zebrać swoje rzeczy. Z biurka mojej koleżanki wysypały się fotografie groteskowo wykrzywionych twarzy i napoczęte paczki papierosów extra mocnych. Było za późno na wszystko, nic już nie mogłam zmienić. Po raz ostatni poszłam ścieżką na brzeg morza. Było wzburzone i wyrzucało kłody pod nogi, mętna woda przybierała. Musiałam odejść ze względów bezpieczeństwa. Po raz ostatni wsiadłam do autobusu pracowniczego i wysiadłam na naszym skrzyżowaniu. Zobaczyłam, że coś się stało z wszystkimi domami w okolicy: zamgliły się zielenią, porosły długimi pnączami, trawą, mchem. W tych porostach zniknęły balkony, długie liany zwieszały się z okien. Ludzie chodzili nadzy, owłosieni. Brązowi, prześlizgliwali się od okna do okna jak małpy. Było cicho i pięknie. Zrozumiałam, że ludzkie życie się skończyło, ostatnich ludzi zostawiłam w autobusie pracowniczym.

© Marta Zelwan