Czy możemy powiedzieć dziś coś szczerze o pogorszeniu światowego wizerunku literatury? Czy nadal będziemy krzewić ewolucjonistyczny mit, właściwie prowadzący do jakiegoś poziomu literackiego amerykanizmu, czy raczej — amerykańskiego samopoczucia Europy, amerykańskiego mitu sukcesu, który się należy naszej literaturze co najmniej jak prawo, prawo dziejowe albo prawo dynamiki — krótko mówiąc, literatura może się mieć wyłącznie lepiej. Oczywiście, nie chcę tutaj nikogo kierować na manowce myślenia zdroworozsądkowego i bynajmniej nie mam zamiaru wmawiać, że gotycyzm, względem romanizmu, to pogorszenie światowego wizerunku architektury. Jedno jest jednak pewne, mistrzowie gotyccy nigdy nie byli do tego stopnia aroganccy w stosunku do romańskich poprzedników, jak my w stosunku do swoich — właściwie czy idea literackiego Nobla nie jest już aktem podobnej arogancji, krótko mówiąc, już od 1901 roku mamy środki prawne, by wymierzać policzek wcześniejszym epokom: nasz XX i XXI wiek miałyby być lepsze może przede wszystkim dlatego, że mamy noblistów. Nobel dla Hugo to przecież nie do pomyślenia, może również dlatego, że Hugo nie był na Nobla „wystarczająco dobry”... Tak, gdybym miał pisać podręcznik o tym, więc historię upadania światowego obrazu literatury, światowego poziomu literatury — za formalny punkt wyjścia przyjąłbym pierwszą Literacką Nagrodę Nobla — dla Sully’ego Prudhomme’a. Wykorzystywałem zresztą motyw Nobla na wiele sposobów w tomie „Cairo Declaration”, cały rozdział tej książki zatytułowałem „Nobel dla dziecka” — wprowadzałem tu otwarcie motywy takie chociażby, jak Nobel dla Boehmego, bądź: Jana Szkota Eriugeny... „Cairo...” wyjdzie jeszcze w tym roku...
Katedra w Kolonii wywołuje we mnie skojarzenia z jaskinią — bo można ją nazwać, biorąc podobieństwo po określonych nawach, strzelistą jaskinią... Gotycyzm jest pod tym względem zupełnie niezrównany, do pewnego stopnia, jakby miał jakąś mediumiczną, czy transcendentalną zdolność, odkrywać pierwotne siły hymnu — chrześcijaństwo dość rzadko potrafi wydobywać w swojej kulturze podobne jakości. W literaturze odpowiednikiem, jak myślę, jaskini — jest poemat. Połączenie poematu i poematowości z powieścią — to w moim przekonaniu najgłębszy rodzaj gotycyzmu, na jaki może zdobyć się literatura w trybie „per analogiam super”. Idąc dalej, płaskorzeźby to malowidła naścienne — i jak twierdziłem już wczoraj, zawierają one dużo więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. Można by nazwać to nawet: ezopowym symbolizmem. Katedry to powrót do jaskiń, powrót do jaskiń lepszego człowieczeństwa. Można powiedzieć, że styl gotycki to styl romański, otulina — heroicznie rozciągnięta w wieżę — Wenus z Willendorfu, która wyciąga się na naszych oczach aż do dłuższej niż trzcina — Maryi El Greca... To gotycyzm i mam wielką nadzieję, że podobny gotycyzm w literaturze udało mi się osiągnąć przy pomocy „Primy”... Piszę o tym z powodów tyleż narcystycznych, co dogmatycznych, co teologicznych, książki bowiem, które oddaję czytelnikom do wglądu, to moje spotkania z Bogiem. Także z tego powodu trudno jest mi nazywać je inaczej niż „partyturami”. W tej chwili myślę o Kolonii z wdzięcznością — jest dziełem, uświadamiam sobie, i jestem wdzięczny, że miasto-dzieło przyjęło moje dzieło, że mogłem już po raz drugi: niczym tekst w tekście, ukazywać dzieło w dziele. Kolonia to też niepowtarzalny szacunek dla twórczości, czy w dzisiejszych czasach nie są to — w pewnym sensie — intelektualne katakumby Europy, a kiedyś miasto pierwszych chrześcijan stało się miastem ostatnich intelektualistów — jakby przeczuło, że trzeba tym intelektualistom jakoś udzielić symbolicznego azylu — niech więc weźmie to na siebie miejsce Alberta Wielkiego i Edyty Stein... Arcymiejsce, co jest bardzo pouczające, bo uświadamia, że również Polska, Warszawa, Kraków mogą stać się podobnym arcymiejscem, jeśli tylko nie zabraknie nam ufności w samoświadomość...
*
Co ważniejsze — uprawiać naukę czy myśl, czystą myśl niekiedy, ale aspirującą do naukowości? Moim zdaniem, to drugie. Co tutaj ma być źródłem „świętego uzupełnienia”? Teologia czy filozofia, wiara czy wiedza (przeświadczenia)? A może ma to znaczenie tylko drugorzędne, a najważniejsze jest to, co robię — mam nadzieję, że między innymi — ja, tzn. prześwietlam literaturę na tysiące możliwych sposobów, jednak za każdym razem, można powiedzieć, metodycznie, z powołania na urząd — prześwietlam filozofią, metafizyką, czy teologią, mistyką czy socjologią — tak zresztą rozumiem apokatastazę, jako — nieustanne prześwietlanie literatury aż do poziomu strenowania w niej transparentnej czystości, niech będzie w końcu — pomimo denerwujących przeszkód takich, jak Nobel — „wszystkim we wszystkim”. A nie „czymś w czymś”, „czymś na czymś”, „niczym na niczym”. Jeżeli więc interesuje cię, powiedzmy, zdrowie i uroda, pomyśl o „świętych uzupełnieniach” zdrowia, krótko mówiąc, pomyśl o zdrowiu i urody mistycyzmu... A następnie, oczywiście — pisz, dokładnie tak, jakbyś powoływał do życia literacki gotycyzm...
© Karol Samsel