Często poezja rodzi się przy alkoholu. To prawda. Jednakże po wytrzeźwieniu większość napisanych dnia poprzedniego wierszy wędruje do kosza. Ale – z całym szacunkiem do programów wychowywania w trzeźwości – coś w tym jest… Poezja i alkohol stanowią często zgrany zespół.
Tak, mam taką swoją knajpkę i swój w niej stolik, przy którym rzadko kto siada, bo większość przychodzi z kimś, a stolik raczej jednoosobowy. I zawsze – kiedy wchodzę – barmanka bez pytania nalewa, co trzeba, bo trudno nie pamiętać klienta, który siada sam ciągle przy tym samym stoliku i bazgrze coś w swoim notesie.
Poza tym uszojebna muzyka, która otumania i sprzyja wszelkiej twórczości. Oddziela mnie od moich własnych myśli.
Tak – tam właśnie powstaje nowy tomik. O małych miasteczkach (jak u Bursy). Powstaje mozolnie i powoli (nie tak jak „ORWO”, które po prostu się napisało).
kiedy umierała
pani zosia
ta z parteru
co to jej syn
pijaczyna
podkradał rentę
i na chleb brakowało
a z czego
jeszcze czynsz i
światło
litości nie ma
transmitowali
zmianę warty
pani zosia umarła
przed telewizorem
pięknie grały werble
© Zbigniew Wojciechowicz