Edward Balcerzan Domysły
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Tomasz Majzel Części
Karol Samsel Autodafe 7
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
Edward Balcerzan Domysły
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Tomasz Majzel Części
Karol Samsel Autodafe 7
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
Andrzej Ballo Niczyje
Maciej Bieszczad Pasaże
Maciej Bieszczad Ultradźwięki
Zbigniew Chojnowski Co to to
Tomasz Dalasiński Dzień na Ziemi i 29 nowych pieśni o rzeczach i ludziach
Kazimierz Fajfer Całokształt
Zenon Fajfer Pieśń słowronka
Piotr Fluks Nie z tego światła
Anna Frajlich Szymborska. Poeta poetów
Adrian Gleń Jest
Jarek Holden Gojtowski Urywki
Jarosław Jakubowski Baza
Jarosław Jakubowski Koń
Waldemar Jocher dzieńdzień
Jolanta Jonaszko Nietutejsi
Bogusław Kierc Dla tego
Andrzej Kopacki Życie codzienne podczas wojny opodal
Jarosław Księżyk Hydra
Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito w podróży
Franciszek Lime Garderoba cieni
Artur Daniel Liskowacki Do żywego
Grażyna Obrąpalska Zanim pogubią się litery
Elżbieta Olak W deszczu
Gustaw Rajmus >>Dwie Historie<< i inne historie
Juan Manuel Roca Obywatel nocy
Karol Samsel Autodafe 6
Kenneth White Przymierze z Ziemią
Andrzej Wojciechowski Budzą mnie w nocy słowa do zapisania
Wojciech Zamysłowski Birdy peak experience
City 6. Antologia polskich opowiadań grozy
5 września 2017, Smoleńsk, 1
Deszcz idzie po oknach gęsty, nierześki. Oko otwieram, patrzę jak w oddali idą jacyś studenci. Grupkami chodzą przez szeroki jak lotnisko korytarz łączący dwa uniwersyteckie budynki. Przez chwilę ich obserwuję, zamykam oko, zasypiam. Budzę się. Idę. Szykuję swój wykład.
Gadamy z D. o programie, który przygotowali dla nas koledzy Rosjanie. Wykreślamy wizytę w Katyniu. Deszcz za oknem coraz intensywniej pada. Szarość ma tutaj dziwne natężenie, szczególnie we wrześniu. Może latem jest tu inna szarość, ale teraz szarość robi się głęboka i wielowymiarowa.
Punktualnie o 9.30 staje w drzwiach hotelu R. i zaprasza na śniadanie. Smoleński uniwersytet wita nas dużą ścienną mozaiką z podobiznami Marksa i Lenina. Ucięte od korpusów głowy są trochę śmieszne, karykaturalne, pozbawione znaczenia. Idziemy korytarzami, kontrolujący strażnicy przepuszczają nas. Mowa rosyjska chodzi po korytarzach ładnie i zwyczajnie. Zapraszają nas do stołówki na śniadanie, a w zasadzie robi się obiad. Wybieram nadziewaną pieczoną paprykę, słodki twaróg i zieloną herbatę. D. gustuje w gulaszu. Mnie wszystko smakuje. Patrzę na deszcz, na chudego studenta zajadającego mocno zakręconego rogala, na ścianę pomalowaną uniwersyteckim kiczem.
© Maciej Wróblewski