7 września, 4
Po wyjściu z muzeum zachodzę do zielonego toi-toia. Smród ludzkich wydzielin uderza w nos. Niemal pełna rolka szarego papieru toaletowego przyczepiona jest solidnym drutem.
Kierowca grzeje silnik. Wsiadamy. Odjazd ze spojrzeniem na zniszczoną cerkiew. Błękit tak mocno tu obecny zostaje za nami. Droga nieco inna z jakiegoś powodu. Mimo znaku stopu kierowca gładko przejeżdża przez kolejowy przejazd. Dwie dziewczynki wracają ze szkoły. Pies stoi i patrzy w bok na przejeżdżający szarawy traktor. Drzemię, nie myśląc. Czasem zamieniam kilka słów z D. Zmęczenie? Niby czym? Jadąca z nami studentka próbuje z mizernym skutkiem polskiego. Rozmowa toczy się niemal wyłącznie po rosyjsku. Krótko po 15 jesteśmy na uniwersytecie w Smoleńsku. Krótkie spotkanie z kolegami Rosjanami. Jutro o 7 zawiezie nas B. na dworzec.
© Maciej Wróblewski